Leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania. 

piątek, 26 grudnia 2014

Strata i prezent

Sen przyśnił mi się jakieś dwa czy trzy dni przed 6 grudnia.W Mikołajki miałam spotkanie z przyjaciółką i kiedy siedziałyśmy przy stoliku w cukierni, opowiedziałam jej ten sen, bo ciągle byłam pod jego wrażeniem. Powiedziała, żebym koniecznie go zapisała, więc teraz to robię.
Moja pracodawczyni znalazła nową opiekunkę dla swojej córeczki. Nie mogłam zrozumieć dlaczego to zrobiła. Nie rozmawiała ze mną w ogóle na ten temat. Było mi bardzo przykro, byłam jeszcze w jej domu i widziałam tak jakoś z daleka małą jak kompletnie nie akceptowała nowej niani. Głośno i rozpaczliwie płakała, a nowa opiekunka była bezradna. Ta decyzja o zwolnieniu mnie nie wiedziałam czym była spowodowana, ale była ze szkodą dla dziecka.
W rzeczywistości w pracy są ze mnie zadowoleni i w żadnym razie nic nie zapowiada bym miała stracić zajęcie, ale... jakiś niepokój we mnie został zasiany. Okazało się, że to nie ja, ale przyjaciółka, której opowiedziałam mój sen, straciła za kilka dni niespodziewanie pracę. I tak jak to było tam pokazane, z wielką stratą dla podopiecznej - chorej, sparaliżowanej starszej kobiety. A ja przed świętami dostałam podziękowania za pracę i prezent. Właśnie  piję sobie z niego herbatkę. 
Zaś moja przyjaciółka teraz jest zadowolona, bo praca była bardzo wyczerpująca ze względu na pracodawczynię i jej okropne zachowania. Nawet nie wiedziała jak bardzo ją ta cała sytuacja wykańcza, dopiero niepójście do pracy spowodowało, że unormowało się u niej ciśnienie i  w ogóle uspokoiła się. A ta pracodawczyni już daje do zrozumienia, że chce powrotu do pracy mojej przyjaciółki, tyle, że ona już nie chce tam wracać.


Krwawnik

Z płucami już znacznie lepiej. Najbardziej pomogła herbatka z krwawnika. Jak zbierałam to zioło latem i jesienią to czułam jak bardzo będzie pomocne. Tyle, że nie przewidziałam, że akurat dla mnie. 
fot. Kinga

czwartek, 11 grudnia 2014

Na ranem

Są chore. Moje płuca. Kaszel mnie budzi. Wstałam przed piątą nie mogąc dalej spać. Taka trzeźwa, bez śladu snu na powiekach. Słucham tego, bo lubię opowieści. Ze szczęśliwym zakończeniem:

niedziela, 30 listopada 2014

Ponad tydzień;)

Jutro będzie tydzień i 20 tysięcy dni jak jestem na tym świecie.
Miałem sen tej nocy. Byłam opiekunką kilkuletniej dziewczynki i byłam wraz z nią na jakiś wczasach(?). Było kilka rodzin z takimi małymi dziećmi. Rodzice młodzi i znający się i wspólnie opiekujący się dziećmi, taka niby komuna. Ja się denerwowałam, bo zostawiłam tą małą, a potem  widziałam niefrasobliwość kobiety opiekującej się gromadką maluchów. 
Była pora kładzenia się spać. Na wspólnej dużej sali na materacach. Mąż jednej z kobiet położył się za mną, niby tak dla żartów, ale ja wiedziałam, że brakowało mu ciepła, takiej zwykłej czułości, bo jego partnerka była oschła i nie okazywał uczuć. Przytulił się do mnie, leżeliśmy jak łyżeczki, a on całował mnie w szyje i było nam razem bardzo dobrze.

niedziela, 9 listopada 2014

Szkło bolesne zamiast radości

Jeden ruch na klawiaturze i ten cały post zniknął. Nie do odzyskania. Pozostał jedynie tytuł. A nie tak zamierzałam. Chciałam jedynie wstawić króciutkie imię przy cytacie. Doszłam do wniosku, że widocznie podświadomie jednak chciałam coś radykalnie zmienić. Zatem.... jak wrócę, to będę post pisać, teraz jadę za miasto pochodzić po lesie z mężem i Dobrą, spotkać się ze znajomymi i popatrzeć na opuszczone i zrujnowane gospodarstwo, które wymyśliłam, że będzie kiedyś moim domem. cdn.
Wróciłam. Las był piękny, cisza, miękki mech. Po dwóch godzinach chodzenia z opuszczoną głową by dojrzeć czasem pojedynczego podgrzybka, siadłam na pniu by odsapnąć, a spojrzawszy w górę zachwyciłam się rozłożystym majestatycznym dębem. Listopadowe słońce przenikało przez liście, które z cichym szelestem opadały. Te brązowe i złotawe, zielonkawożółte nie poddawały się jeszcze jesieni i trzymały się gałęzi. Dałam się i ja przeniknąć promieniom czując jak opadają ze mnie szarobure smuteczki, a pozostaje zielonkawa nadzieja i żółtawa spoko-radość.
Teraz tylko ten fragment snu, żeby tytuł miał sens:
śniłam ciepłą kanikułę, byłam z rodziną, choć bardziej wyczuwałam ich obecność niż widziałam. Byłam na skarbie, w dole rzeka, sporo ludzi, a ja po drugiej stronie dojrzałam znajomą. Bardzo się ucieszyłam na jej widok i zaraz chciałam do niej iść. Zauważyłam, że z tej skarby w trawie biegnie taka dróżka jak ślizgawka, domyśliłam się, że została wyślizgana przez tych którym się spieszyło. Zjeżdżałam i ja na pupie i to było takie radosne, taka dziecięca radość mnie ogarnęła. W ogóle to jak dostrzegłam tę koleżankę, to też cieszyłam się jak dziecko. Byłam już przy rzece, to była raczej taka rzeczka-bród, z wodą najwyżej po kolana. I kiedy już miałam wejść do niej, nagle sen stał się świadomy i oczami wyobraźni zobaczyłam na dnie rozbitą butelkę. Zastanawiałam się, że gdy na nią nadepnę, to czy od razu poczuję ból, ile będzie krwi...

Obudziłam się i byłam w lekkim szoku. Dlaczego nie umiałam pozostać w tym beztroskim nastroju, tylko ŚWIADOMIE wprowadziłam katastrofę? Skąd we mnie ta niewiara, że życie może być radosne i ta korekta w stronę tragedii?

wtorek, 4 listopada 2014

Listopadowo

Na poczcie informacja, że dawno na blogu nie pisałam. Faktycznie, cały październik minął a ja nic. Bo... piszę, ale gdzie indziej. Mam już 70 stron i dziesięć rozdziałów. Książka nabiera kształtów. W końcu ją urodzę. A co do tych co to już urodziłam, to cała trójka chorowała, każde na coś inszego. Lekarze, pogotowia, szpitale. Teraz już, mam nadzieję, z górki. W połowie listopada zaś planuję wyjazd do Łodzi. Ustawienia rodzinne i spotkanie z internetową przyjaciółką, gdzie znajomość z internetu przeniosła się do realnego świata. I dobrze. W moim mieście dziś listopadowe słońce w całej krasie.

piątek, 19 września 2014

Środek zimy na koniec lata

To sen sprzed jakiś 2 tygodni, zapamiętałam jedynie z niego fragment. 
Dokądś się wybieram. Jest jakiś mężczyzna, jakby mi pomagał? Spoglądam przez okno i widzę, że wszystko: drzewa, drogi, pola, przykryte są śniegiem. Odnoszę wrażenie, że to nie jest początek zimy, ale że już trwa ta pora roku dłuższy czas. Jak to się stało, że nie zauważyłam, że to już zima?! Pytam sama siebie w myśli. Jest moje duże zdziwienie, ale nie daję po sobie poznać zaskoczenia. Przed tym mężczyzną udaję, że przecież dobrze wiem o zimie. 
Po przebudzeniu to zdziwienia, to odczucie zaskoczenia były we mnie bardzo żywe.

poniedziałek, 1 września 2014

Sny spod namiotu

Zapomniałam choć tak dobrze go pamiętałam. Jeden z trzech snów  spod namiotu.  Był drugi. Więc teraz właśnie tak myślałam i myślałam i dedukowałam: Zaraz... ten pierwszy to był o dzieciach i drugi też...  i tam było  przed wojną a w tym... o kurcze, wiem! przypomniałam sobie!!! Wreszcie! A mówiłam, że od razu trzeba zapisywać, mówiłam? No to masz nauczkę.
Skończyłam wewnętrzny monolog. A teraz od początku.
Nie było tak całkiem odlotowo - bezmózgowo jak to chciałam. Kłopoty to niestety jedna z moich specjalności. W trudnych sytuacjach moje myślenie staje się racjonalne i szuka skutecznych rozwiązań. I się udało, choć musiałam w połowie urlopu przyjechać do domu na dwa dni. Za to potem już luz. Nawet deszczowe chmury przepływające co jakiś czas nie zepsuły mi humoru. Tylko sny dziwne, straszne... 
Sen pierwszy o likwidacji dzieci
To okres jakby przedwojenny, ulice takie brukowane, stare tramwaje. Moje dziecko, najmłodszy syn chodzi do przedszkola. Jest to już jakby czas wojny choć nikt o tym nie mówi. Dzieci mają iść do likwidacji i o tym też się nie mówi, każdy to wie, całe staranie idzie w tym kierunku by maluchy do końca się nie zorientowały, że idą na stracenie. Ma być spokojnie, mają być do końca pod opieką swych przedszkolanek. Przyjmuję to tak normalnie. Jestem zajęta, pomagam motorniczej z tramwaju, bo zmienili trasę w związku z remontem ulicy. Wiem jak trzeba jechać, ale nagle orientuje się, że coś jest nie tak. To nie tedy, tylko gdzieś dużą bramą pod budynkiem prowadzą tory. I wtedy widzę te dzieci jak idą parami i tę uśmiechnięta wychowawczynię. Znam ją z reala, to moja imienniczka i właśnie gdy widzę te dzieci nagle z całą mocą sobie uświadamiam, że zaraz moje dziecko wraz z innymi zginie. Jestem zaskoczona sama sobą. No bo jak mogłam tak to przyjąć, nic nie robić? Tak się obojętnie zgodzić?! Jak!!!? Ochujałam?! Pośpiesznie szukam mojego synka, nie widzę go, tylko inne dzieci. Jest taka myśl, smagnięcie, że te dzieci trzeba ratować ale skupiam się na odszukaniu mojego. Wiem tylko, że jak go znajdę, to pryskam z nim w najbliższą bramę i że ludzie mi pomogą, ukryją nas. Jestem przerażona, że nie mogę go odszukać i budzę się. Nagle uświadamiam sobie, że syn ma 20 lat, jest dorosły, że to nie wojna... oddycham z ulgą, ale to, że tak mogłam pozwolić, że z taką uległością i takim łatwym pogodzeniem się nic nie przeciwdziałałam przedtem...że to do mnie nie podobne.. sen straszny... ciągle nie mogę zrozumieć samej siebie z tego snu...
Sen drugi o stracie dzieci
Wojna, obserwuję jakąś grupkę ludności cywilnej ukrywającej się w górach. Kto z kim walczy? Coś jest o Turkach, Rosjanach... dobrze nie wiem. Nagle jestem jedną z tych ukrywających się kobiet. Odkryli nas. Odczuwam jej strach, bezradność, a potem... wielki ból. Straciła troje dzieci. Zostały zastrzelone. Mówię po rosyjsku z rozpaczą w głosie do któregoś z tych co nas złapali: моих детей. I następuje taka dziwna sytuacja. Ból, prawdziwy dogłębny ból powoduje, że oprawca nie chce krzywdzić. Rodzi się w nim empatia,  potrzeba pomocy, zaradzenia nieszczęściu. Przyprowadzają jakiegoś przerażonego chłystka, który te dzieci zastrzelił. Chcą po zabić. Ja dalej mówię po rosyjsku, że to bez sensu jeśli on zrozumiał, co uczynił. Jego śmierć nie jest potrzebna. Nagle łapię się na tym, ze mówię po rosyjsku, dlaczego nie po polsku? Mówię więc po polsku, a wtedy czuję szacunek. Jestem jako Polka postrzegana inaczej niż Rosjanka.
W tym śnie mam takie wspomnienie kobiety, która utraciła nagle wszystkie, całą piątkę swych dzieci. Było jej zdjęcie przedstawiające ją w tym bólu w jakiejś gazecie, wiele lat temu. Potem szukałam tego zdjęcia i znalazłam w necie:
http://wyborcza.pl/5,75539,3892960,World_Press_Photo__galeria_nagrodzonych_zdjec_z_52.html?i=26 
Sen trzeci o rekinach
Jestem w tym śnie ze znajomymi, rodziną... to nie jest takie wyraźne... jesteśmy w morzu, bawimy się... mój mąż zabawia się z niedużym rekinem, tak żartuje, że moglibyśmy być dla niego kolacją... po pewnym czasie dostrzegam w wodzie dużego rekina, potem następnego i następnego. Są duże i małe, ustawione w szeregu, za nimi tworzy się następny równy szereg i jeszcze jeden. Dociera do mnie, że one poczuły się zaproszone na kolację, którą stanowimy my. Rozglądam się, za czymś co może stanowić ochronę. Jest stół czy biurko w tym morzu, na które można by wskoczyć.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Wakacje

Wyjeżdżam. Za godzinę lub dwie. Domem stanie się namiot. Ma być słońce, wiatr i jasne chmury. Drzewa nasycone zielenią i ich pląsające odbicie w wodzie jeziora. Ptaki w trzcinach. Rozgwieżdżone niebo. Dym z ogniska i pachnąca nim z rana gorąca kawa. Spokój. I totalne lenistwo. Słowem: dwa tygodnie odmóżdżenia. 

Tak tam wygląda słoneczny ranek

niedziela, 27 lipca 2014

Pracowakacje i zakochanie

Zostałam zaproszona. Wyjechałam w piękne tereny Jury Krakowsko-Częstochowskiej by tam kontynuować swoja pracę.  Słoneczna pogoda, widoki, spacery, zwiedzanie. I praca.

Codzienny widok po wyjściu z domu

Moja "praca" na spacerze

"praca" na jagodach

Powrót z sadu
 "Praca" pracowicie pomagała zbierać fasolkę na obiad




Odrestaurowany zamek w Bobolicach

Ten dopiero w w trakcie odbudowy

Widok z Góry Zborów

Zakochałam się w tych dziko rosnących bodziszkach, czyż nie są pełne uroku?

sobota, 12 lipca 2014

Reich i spisek

Wilhelm Reich. Można sobie o nim przeczytać choćby tu:
http://www.infra.org.pl/nauka/czowiek/1176-ladem-reicha-i-orgonu, ale czy to nie dziwne, że ten człowiek między innymi zbudował urządzenie do sterowania pogodą, taki zaganiacz chmur, które to urządzenie efektywnie pracowało, a potem temu człowiekowi   wyrokiem sądowym zakazano stosować urządzenia, bo jakoby nie działało, bo jego teorie są bzdurne, a gdy nie zaprzestał, aresztowano go, jego wszystkie prace SPALONO, a on sam zmarł jakoby na zawał w więzieniu. To nie działo się w średniowieczu, ani w faszystowskich Niemczech, ale  w latach pięćdziesiątych w kraju szczycącym się swoją konstytucją,  w USA. Macki spisku ciągle są i działają.  W "demokracji" działa im się bardzo dobrze. W Polsce też.


http://www.youtube.com/watch?v=fLmJssGPER4




środa, 4 czerwca 2014

Niedźwiedzie i wilki

Sny z tej nocy męczące. Wpierw obudziły mnie niedźwiedzie. Grasowały po mieście, chciały się dostać do mojego domu. Były podstępne, bezwzględne i krwiożercze. Z wielkim trudem udawało mi się ochronić przed nimi. W końcu przyszło zbawienne przebudzenie. Uf...
Zasnęłam. Zaraz potem zamiast niedźwiedzi pojawiło się stado wilków, tak samo zawziętych i okrutnych. Sny nie były wyraźne, pamiętam jedynie moje zdenerwowanie, strach, zmęczenie. I to, że był jakiś błąd ludzi, którzy zrobili coś, a nie zdawali sobie kompletnie sprawy z konsekwencji. Gdzieś kołatała myśl o wypadku w ZOO, gdzie ktoś przerzucił drewniany kloc przez fosę na wybiegu niedźwiedzi. Zwierzęta wydostały się bez trudu. Na szczęście ludzi wtedy było mało, bo pogoda brzydka. Drapieżniki uśmierciły kilkanaście sztuk gazeli. Głodne nie były, ale  zabijały swe ofiary dla samej przyjemności zabijania.  


Spóźniona

Najmłodszy umęczony, wiadomo sesja. Do tego jakaś niestrawność go wczoraj dopadła, więc rano sunie do łazienki obraz nędzy i rozpaczy. Przez zamknięte drzwi mój zatroskany głos:
-I jak tam moje dziecko?
Z łazienki męski głos donosi:
-Golę się.
Mój wybuch śmiechu. Ot,  ciągle widzę  swoje dziecko małe, a to już dorosły facet.

środa, 30 kwietnia 2014

Zadbać o zęby, zadbać o gniew

Trzeba je zapisać. Sny.
Moje dwa sprzed kilkunastu dni. Pierwszej nocy byłam o coś zła na męża. Tylko tyle zapamiętałam ze snu. Uczucie złości. Drugiej nocy byłam na niego wściekła. Mieliśmy spędzić dwa tygodnie razem, szykowaliśmy się do wyjazdu. Nagle się okazało, że mąż jedzie z kimś czy sam, beze mnie. Wpierw coś próbuję wyjaśniać, złoszczę się, ale do niego nic nie dociera. Jest jak zombi, jedynie czego chce to świętego spokoju, zero zrozumienia dla mnie, obojętność. Miotam się, nie złość ale furia, wściekłość z pianą na ustach.  Ja tam jestem a jednocześnie jakbym tą moją złość do sześcianu oglądała z boku. Trwa jakiś czas, w końcu się uspakajam. Poddaję. Wiem, że nic nie zdziałam. Ktoś mgliście się pojawia. Czuję, że szczupleję, podobam się sobie, jestem uśmiechnięta. Mamy jakieś wspólne plany.
Po obudzeniu uświadomiłam sobie, że różne uczucie miałam w snach: smutek, żal, strach, radość, złość, ale nie pamiętam takiego wybuchu gniewu. W realu czytałam wtedy  "Wewnętrzne Drżenie akceptujmy i uzewnętrzniajmy swe emocje".
Sen K. opowiedziany 3 dni temu:
Stoję na czele mafii. Jest obława, ktoś zdradził. Uciekamy przez las. Tylko mnie łapią, bo okazuje się, że miałem taki nadajnik i gdziekolwiek bym się udał, zawsze by mnie namierzyli. Dostaję propozycję: wypuszczą mnie, a ja w zamian będę kolejno namierzał dla nich członków mafii. Mam syna i boję się o niego, że stanie mu się krzywda - w walce o schedę po mnie zostanie zabity. W czasie przesłuchania czuję, że mój ząb, dolna jedynka, jest jakiś krzywy, gdy go dotykam jeszcze bardziej się wykrzywia. W końcu wypada. Jestem tym przerażony, gotowy jestem wszystko podpisać byle mnie zwolnili. Ząb staje się dla mnie najważniejszy. Jestem w domu, ty jesteś przy komputerze. Pokazuję ci ząb, jesteś zaskoczona bardzo. Wiem, że podobno takie zęby można jeszcze uratować. Trzeba szybko udać się do ortodonty. Mówisz, że ta nasza placówka ortodontyczna 5 maja się przeniosła. Ja mówię, że jest 4 maja. Jest jakaś dziewiętnasta, już późno, ale może jeszcze jest tam czynne. Trzeba dzwonić, szukać do nich numeru telefonu. Z dziąsła wyciągam resztki zęba, korzenie, takie kawałki w kolorze zęba. Budzę się i uświadamiam sobie, że one były takie poskręcane, jak chora, rakowa tkanka.
Tutaj ciut mojej interpretacji. Sen ma dwa poziomy. Mówi o stracie. Dolne zęby to coś mniej cennego. Jednak strata jest bolesna i jest wszelka gotowość by do niej nie doszło. W konsekwencji strata odsłania coś, co dobre nie było i pozwala na usunięcie, pozbycie się tego raz na zawsze. A tak w ogóle to warto dbać o zęby. Szczoteczka, pasta, rexorubia.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Taki jestem

http://zapiskisnowe.blogspot.com/2014/03/ciekawosc.html
W końcu jest. Pokazał barwę i kształt kwiatu. Moja ciekawość została zaspokojona.



Sypialnia, w której przebywa, jest utrzymana w kolorach: biel, kremowy, żółty, złoty i delikatny róż. To się storczyk pięknie tu wkomponował. 

poniedziałek, 31 marca 2014

Już jest

Już jest. Oparty o ścianę. Nowy, wielki,  płaski. Z okularami.  Francuska narodowość.
Ma na imię Philips. I gdzieś tam ma  40 cali. Ma sprawić, że świat jawić się nam będzie jako głębia kolorów. Witaj zatem w domu Phil.

PS.  Jutro kupię mu listwę  przeciwprzepięciową co by poczuł się tu bezpieczniej i swojsko.  
http://www.youtube.com/watch?v=aNIcR2BnO5M

Dawid i Bach

Słucham na dobranoc
http://www.youtube.com/watch?v=x1ByRGNIpFA

Sekretne życie słów

 Na swoim blogu nie piszę o tym co dzieje się w świecie, co nie znaczy że nie wiem. Tym razem Ukraina. Znów konflikt, niesprawiedliwość, zabici i ranni. To wszystko może eskalować, a może też się uspokoić. Przyjdzie czas rozliczeń, leczenia ran, traumy. W końcu świat kolejny raz zapomni o wojnie choć pojedynczy ludzie nie. 
Obejrzałam go znowu.  O wojnie choć nie zobaczymy tam żadnego wojennego obrazu. To dla mnie jeden z piękniejszych filmów jakie widziałam.

I tak sobie myślę, że mógłby być obowiązkową lekturą dla tych co podsycają zarzewia. Bo wojna to  czas, w którym przestają obowiązywać pokojowe zasady. Gdzie za zabicie człowieka dostaje się pochwały, medale. Gdzie są różne prawa, inne dla zwycięzców, inne dla pokonanych. Słowo wolność rozumiana jest jako wolno niewolić. Wolno robić to czego nie wolno NIGDY robić jeden drugiemu.
"Życie ukryte w słowach". Film o miłości, o gojeniu się ran, tych fizycznych i tych niewidocznych, ale jakże bolesnych. 
Temat to cierpienie, choroba, poczucie winy i miłość. Słowa i czyny, które mogą zadawać ból jak i leczyć. Ten film to dla mnie symboliczna kwintesencja przekazu homeopatii, że podobne leczy się podobnym, że ból, który zadał nam człowiek, człowiek może nam pomóc uleczyć. Homeopata to wszak ten co tak samo cierpi jak jego pacjent (z gr. homoios - podobny i pathos - cierpienie).
Kamera w tym filmie to często mistrzowski pędzel Turnera.
http://www.youtube.com/watch?v=nZew_YCq7yY 
Na tle ciemnego morza mały skrawek nibylądu. Czasem świecący jak bożonarodzeniowa choinka - odcięta od świata nieczynna platforma wiertnicza.  Biała gęś i grupką samotników. To co wydaje się niemożliwe, a więc oddanie działania innych zmysłów jak węchu, smaku czy równowagi,  w filmie wspaniale  się udaje. Czułam kołysanie fal, smak i zapach potraw. 
Jest cisza, ale są i słowa. I właśnie słowa tworzą coś, co pozwala się wyzbyć lęku, nabrać zaufania, otworzyć, zrozumieć, uleczyć.
To z prac  Cherie Carter Scott:

Prawdziwa komunikacja to coś więcej niż tylko mówienie i słuchanie, to tworzenie dróg swobodnego przepływu informacji o myślach i uczuciach, bez obaw i lęków przed odwetem. Opiera się na wzajemnym szacunku i zrozumieniu, na chęci przekazania swojej prawdy, niezależnie od tego, jak bardzo może ona być trudna, i przyzwoleniu partnerowi na to samo. Ma to podstawowe znaczenie, jeśli chcemy by nasz związek był prawdziwy i trwały. Brak dobrego porozumiewania się prowadzi do mnóstwa pomyłek, zamętu i nieporozumień. Komunikacja funkcjonuje jak medium, dzięki któremu budujemy mosty, łączące nasz partnerem. Przecież każdy wnosi do związku własną wizję rzeczywistości i tylko poprzez komunikację możemy powiązać owe wizje. Budując mosty, zaczynamy tworzyć między sobą przestrzeń, która służy jako fundament wszystkich przyszłych interakcji i pogłębia poczucie wzajemnej bliskości. Gdy kanały komunikacji są otwarte, rodzi się możliwość poznania pragnień, potrzeb, tęsknot, lęków i poglądów partnera, dzięki czemu umacnia się bliskość więzi. Otwarta komunikacja jest jedynym medium, poprzez które partnerzy mogą łączyć swe wewnętrzne światy. Gdy jej brak, to pozostaje się dwojgiem ludzi, działających w zespole, co pozornie przypomina związek partnerski, ale w rzeczywistości brakuje w nim tych subtelnych nici, łączących serca i dusze. W takim układzie każdy wcześniej czy później doświadcza uczucia izolacji i osamotnienia, bo nic nie powoduje bardziej przejmującego bólu niż pozostawanie w fizycznej bliskości i jednocześnie w emocjonalnym oddaleniu.
W tym filmie zostało przedstawione narodzenie się otwartej komunikacji, mimo traumatycznych przeżyć, które prawie zamykają bohaterów na świat. Hanna - młoda kobieta z jednego z krajów Europy wschodnie i Josef- pracownik zatrudniony na platformie wiertniczej, który w wypadku ulega ciężkim poparzeniom. Ona ukrywa się za ciszą i powściągliwością, sterylnością i jednostajnością. On za rubasznością i żartem. Ale i za szczerością. I ten żart i szczerość powoli rozpuszczają pancerz Hanny. Jest szacunek dla przeszłości, dla tego co stanowi nasz sekret, jest nieprzekraczanie granicy jeśli druga strona na to nie pozwoli. To film o empatii, współczuciu, ale przede wszystkim o WSPÓŁODCZUWANIU, które pozwala narodzić się miłości. O odzyskiwaniu apetytu na życie. Film pokazuje co można zrobić z poczuciem winy, że nie jest drogą pozbycie się go przez wkładanie tego ciężaru na ramiona innych.Tylko przez wzajemną pomoc w zdjęciu tego balastu z ramion  można się go pozbyć. A lekiem są słowa. Gesty. Dotyk. Łzy. Śmiech. Czasem jednak nosi się taki ciężar, że NIGDY nikomu nie można o nim powiedzieć. Wini się siebie za to, że się nadal żyje. Potrzeba jest tak ogromna, by z siebie ten ciężar zdjąć, by o tym opowiedzieć, że jedynym wyjściem jest przypisanie swojej historii komuś innemu. Taka świadoma projekcja. Dla mnie ten film to hołd złożony ludzkiej odporności, temu, że nawet bardzo zraniony człowiek może się odrodzić, odzyskać radość życia. I że nie utraci kierunku swej wewnętrznej busoli, temu co wiemy co jest dobre, co złe.
"Życie ukryte w słowach"... a może lepiej: sekretne życie słów?
Zobaczcie koniecznie scenę na huśtawce, dla mnie to jeden z najpiękniej odmalowanych epizodów. 

Dla tych o detektywistycznych zapędach, lubiących zagadki, pytanie: dlaczego czerwony kombinezon? Gdzie go widać? kto go nosi? Kiedy?
PS. Zachwyciła mnie kuchnia Hanny i Josefa i cała sceneria na końcu filmu. Może jak skończy się remont salonu, to moją kuchnię "ubiorę" w taki cudny kolor?


środa, 26 marca 2014

Wytrwały

Kocia joga:
http://kotdrwal.wrzuta.pl/film/5iF4uu5DtUT/surya_namaskar_with_friend?utm_source=8&utm_medium=5iF4uu5DtUT&utm_campaign=player-endboard

Krzyżyki na drogę

Kanwa i kolorowe nitki okazały się dla mnie najlepszą terapią na uspokojenie i ukojenie nerwów. Wykorzystam te wyszywanki na poduszki. Teraz kończę wiosenny bukiet tulipanów.
A to insze:
 
Mój domek z marzeń:

Moc

Widownia to jak wielkie, energiczne zwierzę. Lubię ten moment kiedy z uwielbienia zamiera w ciszy i chłonie utwór całą sobą. W zadziwieniu i w rozmarzeniu. poddaje się głosowi artysty.

http://www.youtube.com/watch?v=029jUX_B274

niedziela, 23 marca 2014

Trawy

Dopiero co pisałam, że nie mam snów, a tu tej i poprzedniej nocy sporo mi się śniło. We wszystkich snach był ze mną mąż i... no właśnie ... BYŁ ZE MNĄ. Sen, który najlepiej zapamiętałam, hm... jaki dać mu tytuł? Niech pomyślę...
Trawy 
Z jakąś grupą turystów byliśmy zakwaterowani w hotelu. Nie było tam toalet i swoje potrzeby mieliśmy załatwiać na pobliskiej łące. Ale nie byłą ona zielona, tylko tworzyły ją takie zeschnięte łany ni to traw, ni to niewysokich trzcin. Jak na tej pocztówce, tyle że kolor był jasnobeżowy.
 Dalej był jakiś zagajnik, gdzieniegdzie wyższe krzaczki. Krajobraz był wczesnej jesieni, albo wiosny. Był ze mną mój mąż na tej łące. Miał mnie ostrzec, gdyby ktoś nadchodził, gdy będę robić siku. Było mi raźniej, że jest ze mną. Nagle dostrzegłam ptasie klucze nad nami złożone z dziesiątek ptaków.To były duże ptaki, wyglądały jak dzikie gęsi. Krzyknęłam do męża, by spojrzał w niebo, bo widok był piękny.
Najbardziej z całego snu utkwiły mi wyraźnie w pamięci te trawy, które podobały mi się, mimo, ze zeschnięte. Były takie jak malują je japońscy artyści. Słyszałam ich lekki szelest na wietrze gdy przechodziłam wśród nich. Wiedziałam, że łąka się odrodzi, ale i teraz jest piękna.


czwartek, 20 marca 2014

Wpływ

Przeczytałam kogoś post, to wpisałam:
Zastanawiałam się jak to jest z tą myślą, energią, mocą, urzeczywistnianiem czegoś... Widzę to tak: jest moja myśl-działanie i są myśli-działania innych. Tworzy się takie zbiorowisko, taki wspólny kocioł z tą myślową zupą. Smak, kolor, konsystencja zależą od tego co tam każdy rzucił. Jest więc wpływ każdego na tę zupę, ale i ta zupa ma wpływ na każdego. I ważne, by nie ulec wtedy, gdy to nam, to zbiorowe, nie odpowiada. Bo wierzę, że nawet jeden człowiek może mieć ogromny tak pozytywny jak i negatywny wpływ na całość. Tak więc pojawia się coś takiego jak świadoma odpowiedzialność za własne myśli-działania. Za ich moc. Widzę to jeszcze tak. Jest powiedzmy słoik, a w nim brudna woda. Są dwa sposoby na to by w naczyniu była ona czysta. Pierwsze co przychodzi do głowy, to wylać brudną wodę, wypłukać słoik i nalać czystej. Ale jest też drugi sposób. Cały czas wlewać do naczynia czystą wodę, aż w końcu brud zostanie coraz bardziej rozcieńczony, będzie go coraz mniej, aż nic z niego nie zostanie. Hm...


Ciekawość

Życie zdominowane przez real, snów kompletnie nie pamiętam. I jest mi z tym dobrze.
*
Jakiś czas temu wybrałam się do sklepu ogrodniczego by kupić sobie storczyki. Postanowiłam trzymać je w łazience, bo tam i wilgoć, i brak koty, która wszystkie kwiatki traktuje jak wroga, którego należy zniszczyć. Mąż zrobił odpowiednią półeczkę na kwiaty, zakupiłam też specjalną żarówkę dającą światło umożliwiające fotosyntezę. Mój wybór padł na dwie śliczne miniaturki. Nie były tanie, ale niech tam, niech są takie, które mi się podobają. I kiedy tak się przechadzałam po tym wielkim sklepie, trafiłam na regał, gdzie stały storczyki jakby po ciężkim boju, zwiędnięte, prawie bez życia, bez kwiatów. Ktoś je przecenił na cztery złote z groszami. Mój wzrok przykuły zdrowe liście w jednej z doniczek. Kto by nie chciał ładnej, egzotycznej rośliny za grosze? Dwie miniaturki w szybkim czasie niestety zakończyły żywot, za to ten weteran zabrany z piekła ma się bardzo dobrze. Dzień spędza na parapecie w sypialni, a noc w łazience. Właśnie wypuścił gałązkę z pąkami. Jestem bardzo, bardzo ciekawa jakiego koloru będą kwiaty. Kota zdaje się też, ale zamykam drzwi do sypialni przed szkodnikiem-intruzem.


środa, 19 marca 2014

Nowy ład

Wiosennie na dworze, choć dzisiaj pada i z domu wyjść się nie chce, ale na parapecie za to wiosna pachnie. Hiacynty kolejno kwitną, a ich cebulki oddaję mamie.
Wczoraj zawisła pomalowana na biało lampa. Kupiona za grosze na Gumtree. Trzeba w niej jeszcze wymienić żarówki.
Jest też już podłoga. Panele bardzo mi się podobają, choć nie było całkiem proste ich ułożenie. Na szczęście mamy dobrego fachowca.
Trzeba jeszcze kupić karnisze, skrócić zasłony, uszyć poduszki, fotel dać do obicia, naprawić krzesło, pomalować drzwi, zamontować listwy podłogowe, zrobić ramy do obrazu, itd. No i najważniejsze, skręcić meble, które będą dopiero w następną sobotę. Sami je zaprojektowaliśmy, i kształtem i kolorystycznie. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, że pomiary były ok. Nie będzie frontów, czyli drzwiczek, bo na nie na razie nas nie stać. (Ale to już moja głowa by się środki finansowe znalazły, w końcu jestem wiedźmą czy nie, zatem...:) Trzeba też poczekać na kanapę-leżankę. Mam na razie jedną trzecią potrzebnej kwoty na jej zakup w postaci bonu - prezentu na urodziny. Będzie taka:
A w czwartek jedziemy do NEONETu po telewizor. Mąż mówi, że to rekonesans, ale ja czuję, że z tym "rekonesansem" 40 cali wrócimy do domu.:) I że to będzie dobry napęd do dalszej pracy.
Zabawa w urządzanie salonu bardzo mi się podoba, choć trochę przeszkadza mi w tym ostatnio ból gardła, nadmiar kataru i niedobór pieniędzy. 
A teraz do porannej kawy, słucham:


Po piekle

Stara klawiatura zlepia słowa, bo spacja reaguje dopiero na dość solidny nacisk. To jak z tą kobietą, żoną i matką, z wczorajszego "Piekła". Czuję potrzebę dopisanie czegoś do tego co wczoraj obejrzałam. Piekło się tworzy, gdy pojawia się ból. Jest coś bardziej lub mniej nie tak. A to dlatego, gdy brak w pełni świadomości, gdy obrało się zły azymut. Ale, co jest najbardziej w tym pocieszające, to każdy ma w środku taki niezawodny kompas, gdy tylko przychodzi zrozumienie, zmieniamy kierunek na właściwy. Piekło się kończy. Co prawda pozostają koleiny po starym, w które można jeszcze wpadać, tak czkawka-powtórka, ale wystarczy przypomnienie, by nie tworzyć piekła. Ludzie dają sobie rady, by nie zbłądzić:
PODĄŻAJ ZA SWOJĄ RADOŚCIĄ
JEŚLI NIE WIESZ CO ZROBIĆ ZRÓB TO CO ZROBIŁABY MIŁOŚĆ
KAŻDY MA PRAWO DO BŁĘDU
NIE OSKARŻAJ
KTO SIĘ PRZEZYWA SAM SIĘ TAK NAZYWA
NIE RÓB DRUGIEMU CO TOBIE NIE MIŁE
To dotyczy małych i wielkich spraw. I jestem dość solidnie przekonana, że to te małe piekła dają podwaliny pod te ogromne. 
A gdy się kończy piekło, tam zaczyna się pokój i spokój, śmiech i braterstwo, można wyleczyć rany i można budować raj.

wtorek, 11 marca 2014

Zdanie

Zdanie wypatrzone gdzieś na fiszkach:

NADAJEMY REALNOŚĆ TEMU, NA CO ZWRACAMY UWAGĘ.

Niby wiem, ale czasem dobrze sobie przypomnieć.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Spokój i pokój

Spojrzałam i zobaczyłam pełno dwójek... 12222. Słowem: dwanaście tysięcy dwieście dwadzieścia dwa na liczniku. Dni od pierwszego wrześniowego spotkania. Czy to dużo, czy wystarczyło by się w końcu dogadać, zrozumieć, by zapanował spokój? Kilka dni temu obchodziliśmy 32 rocznicę ślubu... skromnie i miło upłynęła przy remoncie pokoju.

niedziela, 16 lutego 2014

Into the wild

Długi film. I piękny. Oparty na prawdziwej historii, co szczególnie sobie cenię.
Któż chociaż raz w życiu nie miał o coś pretensji do własnych rodziców?
Kiedy traci  się zaś zaufanie do nich, to nie tylko to boli, ale rodzi bunt przeciw narzucony normom społecznym reprezentowanym przez nich. Pojawia się też pytanie: jeśli nie do rodziców można mieć zaufanie, to do kogo można? Odpowiedź bohatera, choć nie wyrażona werbalnie, brzmi: do  nikogo. Tylko do siebie.
Tak jest lepiej, bo nie jest się narażonym na powtórny ból. Najlepiej odejść i poszukać sobie miejsca pięknego, bez ludzi. Natura, ta dzika pierwotna, ma zastąpić coś co zostało utracone: czystość, prawda, harmonia, wolność i spokój. Celem staje się dotarcie do takiego miejsca, do Alaski. 
Młody chłopak jest pełen młodzieńczej brawury, pełen marzeń i zapału do ich zrealizowania. Dostrzega piękno przyrody, głęboko je przeżywa,  umie się nim cieszyć. Ale w kontaktach z ludźmi jest jak ...zafoliowany słodki lizak. Możesz nim nacieszyć oczy, ale nie poznasz smaku. Perfekcyjnie tworzy dystans. Nie pozwala na bliższy kontakt, choć jednocześnie bardzo go pragnie. Odchodzi. I nie daje znaku życia. Smutek, tęsknota, rozpacz, to pozostawia po sobie najczęściej. Czytanie książek jest dla niego substytutem kontaktów bezpośrednich. Delektuje się obcowaniem z dziełami znanych pisarzy,  potrafi wielu z nich cytować.  Jest okaleczony, ale nie potrafi tego dostrzec. Przychodzi w końcu czas zrozumienia, pomogą książki i ta dzika przyroda, ale przyjdzie mu zapłacić bardzo wysoką cenę, by zrozumieć, że człowiek to istota społeczna, że po prostu potrzebujemy innych ludzi. 
Największą karą w społecznościach żyjących na łonie  przyrody było wykluczenie i banicja. Taki człowiek praktycznie był skazany na zagładę. Bo przeżycie w dzikich ostępach wymagało współpracy i wsparcia.  A wspólne napawanie się pięknem  bardziej cieszy niż w pojedynkę. W końcu choćby do kina  idzie się najczęściej we dwoje. 

poniedziałek, 10 lutego 2014

Wojna i pokój

W domu  od końca grudnia remont dużego pokoju. I końca na razie nie widać. Wszechobecny kurz wygrywa, nie mam już siły ani chęci na walkę z nim. Ostatnio mamy rozejm, ja się na kurz już nie wkurzam, a kurz jakby mniej się kurzy. Cichutko osiadł kryjąc się w zakamarkach. Wczoraj przyszedł czas na kominek. Będzie odnowiony i trochę kolorystycznie i kształtem zmieniony. A wszystko zaczęło się od tego, że bardzo chciałam nowej podłogi w salonie. Bardzo. Przeglądałam różnej maści czasopisma o domowych wnętrzach i kiedy już tak BARDZO chciałam, a funduszy nie miałam, wygrałam w pewnym sklepie typu dom i ogród, bony na 1000 zł. No to już było coś z czym można zaczynać. Tak więc ściany, sufit, podłogi, meble będą nowe i całkiem zmieni się wystój pokoju. Ach!
PS. Do tego sklepu pojechałam, by kupić krzaczek róży w doniczce dla teściowej.


sobota, 18 stycznia 2014

Piwnice i pliki

Przeczytałam wywiad i takie dwa zdania zapadły mi w pamięci:
Obawa przed stratą jest w ludziach silniejsza niż pokusa zysku.
Zmieni się tylko technologia, ale sentymenty i motywacje zostaną podobne.
Całość tu:
http://tygodnik.onet.pl/kraj/klopot-z-zapominaniem/42n4v
dalej..hm.. Myślę, że ta obawa przed stratą nie zawsze jest silniejsza niż chęć zysku, ale z niektórymi sprawami, rzeczami itd nie lubimy się rozstawać.
To drugie zdanie... zmieniłabym jedynie czas z przyszłego na teraźniejszy.