Leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania. 

niedziela, 27 marca 2011

Zadanko

Siedzę na lekcji, kompa mam do dyspozycji. Fajnie. Zadanko domowe zrobiłam czyli wypisałam w układzie binarnym liczby do miejsca aż osiągną osiem jedynek. Wyszła w dziesiętnym liczba 255. No to jeszcze dodam układ szesnastkowy i tabelka z głowy:))

sobota, 26 marca 2011

Krok do przodu

Zaraz wychodzę, a tu moje ciasteczko z wróżbą na dzisiaj zostawiam:
Nie pozostawaj w miejscu, to dla Ciebie duży krok do tyłu. Masz w sobie dużo sił, które pozwolą Ci uczynić wiele dobra.

piątek, 25 marca 2011

Oswoić Sobka

 Sen sprzed roku.
Jestem w Ameryce wraz z grupą aktorów. Idę z kimś, to wygląda jak byśmy znajdowali się na Dworcu Głównym. Na podłodze widzę porzucone linijki, gumki i ołówki. Takie drobne przybory szkolne. Podnoszę niektóre i zabieram dla syna. Tym bardziej, że są nowe, a wiem, że jemu się przydadzą. Potem dostrzegam wystawione stoły, a na nich odzież. Tak sobie to leży jakby nikomu nie było potrzebne. Biorę płaszcz z myślą o córce. I jeszcze kilka drobiazgów. I udaję się do wyjścia, spieszę się, ale dowiaduję się, że tych ubrań nie można tak sobie brać, że one są z przeznaczeniem dla biedoty i że jak będę wracać do kraju, to będę mieć duże kłopoty na granicy. Postanawiam sobie, że rzeczy później odniosę, bo teraz spieszę się. Mamy wszyscy zakwaterowanie w jakimś hotelu. Orientuję się, że nie mam swojej torby podróżnej. Nie mogę sobie przypomnieć, co z nią zrobiłam, czy gdzieś oddałam na przechowanie czy zgubiłam. Bardzo jest to dla mnie męczące ten brak pamięci. Odczuwam to jako taką dziurę. W końcu torbę znajduję i udaję się do wyznaczonego pokoju.
Ten pokój to w sumie jedno długi, wąskie, poprzedzielane łóżkami pomieszczenie. To taka metalowa konstrukcja, że jak są potrzebne pokoje, to się tę konstrukcje rozciąga jak harmonię i wtedy powstają ściany i te łóżka i małe szafki. Brak jakichkolwiek wygód. To jest takie dość prymitywne, żadnej intymności. Zauważam, że ktoś z trupy teatralnej jest też z małym około dwuletnim dzieckiem. Ja ruszam na poszukiwanie męża. Znajduję go na samym końcu. Leży na łóżku zadowolony i zrelaksowany, jakieś dwie dziewczyny zabawiają go rozmową. W ogóle na mnie nie zwraca uwagi, nie zauważa mnie. Wpierw mnie to trochę martwi, że jesteśmy rozdzieleni, ale potem dochodzę do wniosku, że to może by pożyteczne doświadczenie taka rozłąka, tym bardziej, że widzę, że mąż nie czuje się z tego powodu nieszczęśliwy, a wręcz jest mu dobrze. Nagle do moich uszu dociera taki odgłos huczenia. Wyglądam przez okno i widzę że pali się cała piwnica sąsiedniego budynku. To w realu jest podobne do budynku w Ogrodzie Botanicznym, gdzie na dole są laboratoria, chyba dla studentów, to zaplecze mieści się w takiej suterynie, okna są na wysokości ziemi. W śnie patrzę przez okno i widzę to pomieszczenie w budynku całe w ogniu, to ten ogień tak huczy. Ale nikt nie zwraca na to uwagę. Dociera do mnie informacja, że to zrobili Cyganie i że tak często robią, to taka ich lokalna tradycyjna, zabawa. Słyszę na sygnale straż, zaraz zagaszą ogień. Na dworze jest już dość ciemno. Orientuję się, że mój mąż gdzieś wyszedł. Biegnę za nim, wołam po imieniu, ale on mnie nie słyszy. Wchodzi w wąską uliczkę między budynkami. Jest widno. To miejsce przypomina mi Ostrów Tumskim. Chce wejść w tę uliczkę by dogoni męża, ale w tym momencie wychodzi z niej mężczyzna w garniturze z głową krokodyla. Wygląda to jak egipskie bóstwo. Nie wchodzę w tę uliczkę, tylko w następną, licząc że uda mi się gdzieś skręci i spotkać męża. Ale ten człowiek z głową gada wchodzi w tę samą uliczkę co ja. Jego wzrok jest taki bezwzględny, zero empatii, ciepła. Czuję i wiem, że ma złe zamiary w stosunku do mnie, że chce mnie zjeść. Boję się, wołam męża, ale nigdzie go nie ma. Uliczką, po tych kocich łbach, biegnie sobie taki dość spory pies, kudłaty, ale nogi ma krótkie. Ma w sobie coś ludzkiego choć to pies. Obecność żywej istoty-świadka nie jest w smak mężczyźnie krokodylowi, chowa się za murem, nie chce być widoczny, nie chce świadków i nie chce żebym się zorientowała, ze idzie za mną. Pies truchtem mija mnie nie zatrzymując się. Podchodzę do takie małej jaszczurki na murze, ale ona jest taka mała, że choć to żywa istota, nie da mi oparcia, krokodyl nie będzie z nią się liczył. Znikąd wsparcia i ratunku. Wołam męża. Cisza. Brak odzewu. Nikogo. A we mnie strach.
Zerknęłam do książki o Egipcie w celu znalezienia tego bóstwa ze snu. Nazywane było Sobek. Dziwne, bo to prawie brzmi jak nazwisko moich rodziców. Taka pierwsza myśl to była, że to prawie nazwisko ojca. Sobek to też ktoś kto jest sam bo kompletnie nie liczy się z innymi. Pozbawiony empatii, bezwzględny.
W Egipcie temu bóstwu oddawano cześć jako życiodajnej sile wody. Cytat z książki: Sobek utożsamiany był z żyjącymi w wodnym środowisku krokodylami, które Egipcjanie uważali za święte. Wśród licznych jego przedstawień umieszczonych na ścianach grobowców i światy odnaleźć można takie, które prezentują go jako postawnego mężczyznę z głową krokodyla.


 Czasem Sobek przybierał także całkowicie postać tego gada z umieszczoną na głowie złotą koroną mającą przypomina o łączących go związkach z bogiem słońca Re. Gdy zaczęto go utożsamiać także z innymi egipskimi bóstwami, wyobrażany bywał jako krokodyl z głową lwa, byka, barana, sokoła lub szakala. 
Ponieważ sen zrobił  na mnie wrażenie, więc sobie tego Sobka jak umiałam oswajałam. No choćby nosząc w torebce zabaweczkę Lego. Tu na zdjęciu na tle karki od blogowej przyjaciółki Canady. Może zaprzyjaźni się pan Sobek z Mikołajem i zacznie rozdawać prezenty?:)

środa, 23 marca 2011

Balonik

Od kilku dni nie miałam Internetu, ani telefonu stacjonarnego. Ani telewizji. To ostatnie akurat to nawet mnie ucieszyło. Ale dzisiaj przyszli już fachowcy i mam swoje okno na świat.

Ostatnio zaniedbuję sny, bo ich nie zapisuję, a one, na podobieństwo pary wodnej, ulatują… z mej pamięci. Ale jeden nie uleciał. Został i co rusz się przypomina. Jak kolorowy balonik na sznurku. 


Czemu? Nie wiem. Zapiszę go tutaj i zostawię.
Sen o podłodze 

Jestem w jakimś mieszkaniu. Kuchnia czy pokój, nie wiem, nie ważne. Pamiętam drewnianą, ładną podłogę z klepek. Nagle odkrywam, że na środku tego pomieszczenia w tej podłodze jest okrągła dziura. I to dość głęboka, zwłaszcza gdyby wpadło do niej mało dziecko. Nawet dla dorosłego jest to niebezpieczne. Co ciekawe to podłoga wokół tej dziury jest tak zrobiona, aby łatwiej było się zsunąć, czyli pod kątem. Zastanawiam się co zrobić. Rozwiązaniem wydaje mi się jak na razie to ustawienie czegoś na tej dziurze, czegoś ciężkiego, jakiegoś mebla, kuchenki, co zatkałoby tą pułapkę i zabezpieczyło przed wpadnięciem do niej. Pamiętam z tego snu to moje zaskoczenie i niepokój oraz usilne znalezienie rozwiązania problemu. Sen był wyraźny. Ciągle mam przed oczami tę podłogę.
PS. Przed snem oglądałam to:

środa, 16 marca 2011

Ogień

Zostawiam tutaj sen, który miałam trzy lata temu. Po co? Nie wiem... ale taką mam potrzebę, w końcu to inwentaryzacja snów.:) 
Żywioł ognia... hm... Człowiek, który robił mi akupunkturę zdiagnozował u mnie jego braki.  W pracy z przyjemnością wpatruję się w ogień w kominku. Ale ten sen... czasem w obliczu ekstremalnych sytuacji staje się ważne to co faktycznie jest ważne w życiu, a co  w monotonii codzienności spycha się na plan dalszy, zapomina o tym, jakby to mogło poczekać.
Ogień
…obserwowałam z daleka drogę i ciąg jadących samochodów… nie byłam sama… nagle biała furgonetka wybuchła… powiedziałam, że musiał ktoś podłożył pod nią bombę… pomarańczowy ogień, skłębiony, pokrył drogę… było to straszne… ludzie uciekali w naszą stronę… widziałam biegnącego strażaka, na którym tliło się ubranie i jadącą samą przyczepę, w której stała młoda dziewczyna… była w szoku, miała niewidzące oczy i osmalone blond długie włosy… potem widziałam jakiegoś chłopaka w przejeżdżającym samochodzie, rozglądał się przestraszony i wiedziałam, że szukał tej dziewczyny… zastanawiałam się, że to jakiś cud, że tam ktoś przeżył, bo ogień po wybuchu był taki ogromny i zajął całą drogę, a jednak z tej katastrofy wychodzili żywi ludzie…
Najbardziej ze snu pamiętam ogień, był potężny, złoty i pomarańczowy, tworzył wzory, pulsował, mógł nawet wydawać się piękny, gdy tak głębił się jak żywy, ale mnie przerażał jego ogrom i niszczycielska siła.


Imieniny


Same miłe rzeczy. 
Dla mnie dzisiaj. 
Kwiaty. 
Ciepło.
Od męża  trzy żółte tulipany. Moich kwiatów brakuje, bo już nie mam działki. Sprzedałam. Zostały wspomnienia. Ale byłam ostatnio w sobotę i zrobiłam zdjęcia. Pierwsze ranniki. Bazie. 



A ciepło... Wczoraj miałam 38,4  ale takiego ciepła to ja nie chcę. :( 
Kiedy obejrzałam ten filmik to zrobiło mi się tak właśnie ciepło jak lubię. Miło i ciepło.

niedziela, 13 marca 2011

Aktorska sztuczka

"Zorganizuj swoje życie tak, żebyś nie potrafił odróżnić pracy od przyjemności."
                                                                                                         Warren Beatty

sobota, 5 marca 2011

Przypadki z dzieciństwa

Z "Traktatu o łuskaniu fasoli" Wiesława Myśliwskiego takie dwa cytaty:
"Na głębszą wodę nie wolno brać dzieci".  Od siebie dodam - zwłaszcza jak samemu nie umie się pływać. 
"Nie mam dzieci. Ale na myśl, że któreś z nich mogłoby być moje, lęk mnie ogarnia. Z dorosłymi przynajmniej wiem, że niewiele mnie już z nimi łączy. I nie musi mnie nic łączyć(...)"
Bo wszak wiadomo, że strata bliskiej osoby, którą się kocha, boli,  więc brak przywiązania, samotność uchroni przed takim bólem.
A tu cytat z następnej książki - zbioru powiadań " Gorący lód" Tomasza Jastruna:
"Po raz pierwszy w życiu tak mocno kochałem. I teraz za karę tracę swoją miłość. Okrutne potwierdzenie tego, co zapewne tkwi we mnie od dzieciństwa - nie wolno ci kochać, bo wtedy zostaniesz odtrącony i rzucony na dno samotności."  
Bo wszak wiadomo, że jak nic nie masz, to nic nie stracisz. 
To jeszcze ostatni cytat z "Traktatu":
"Nie ma czegoś takiego jak przypadek. Cóż to bowiem jest przypadek? To tylko usprawiedliwienie tego, czego nie jesteśmy w stanie zrozumieć."



czwartek, 3 marca 2011

Dla Utamaro

Charles C. Finn - Nie pozwól abym cię zwiódł



Nie pozwól abym cię zwiódł

Niech nie zwiedzie cię moja twarz.

Noszę bowiem tysiąc masek - masek, których boję się zdjąć,

a żadna z nich nie jest mną.



Udawanie jest sztuką, która stała się moją drugą naturą.

Ale ty nie daj się oszukać.

Zaklinam cię na Boga, nie pozwól się oszukać.

  

Sprawiam wrażenie, że jestem pewny siebie,

Że jestem radosny i nie mam problemów,

Ani na zewnątrz, ani w środku mnie,

Że pewność siebie jest moim imieniem, a opanowanie moją zabawą,

Że wody są spokojne, a ja panuję nad wszystkim

I że nikogo nie potrzebuję.



Ale nie wierz mi, proszę.

Z wierzchu moja dusza wydaje się gładka,

ale ta powierzchnia jest moją maską,

która wciąż się zmienia i bezustannie skrywa wnętrze.



W środku jednak nie ma ukojenia.

W środku ukrywa się mój umysł - zagubiony, zalękły, samotny.

Ale ja to ukrywam.

Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział.

Przeraża mnie myśl, że moja bezsiła i strach zostaną odkryte.



To dlatego szaleńczo tworzę swoje maski by się za nimi skryć;

Nonszalancka, wymyślna fasada,

Która pomaga mi udawać - chroni mnie przed spojrzeniem,

które Wie.



Ale takie spojrzenie jest moim wybawieniem.

Moim jedynym wybawieniem. I gdzieś, głęboko, ja to wiem.

Jest tak, jeśli podąża za tym akceptacja, jeśli podąża za tym miłość.



To jest jedyna rzecz, która upewni mnie w tym,

w czym ja upewniam siebie -

Że jestem czegoś wart.



Ale ja tobie tego nie mówię. Nie śmiem. Obawiam się tego.

Obawiam się, że z twoim spojrzeniem nie przyjdzie akceptacja i miłość.

Boję się, że będziesz mi miała za złe, że będziesz się ze mnie śmiać,

I że zobaczysz moje wnętrze i mnie odrzucisz.

Tak więc gram moją grę - w desperacji.

Z maską pewności siebie na zewnątrz i drżącym dziecięciem wewnątrz.



I tak zaczyna się parada masek, a moje życie staje się linią frontu.

Mówię do ciebie o niczym, słodkim tonem płytkiej pogawędki.

Mówię wszystko, ale to wszystko jest niczym,

Gdyż nie mówię nic, co byłoby wszystkim,

Nie mówię o tym, jak coś wewnątrz mnie roni łzy;

Więc kiedy zaczynam moją grę, nie daj się oszukać moim słowom.

Posłuchaj uważnie i spróbuj usłyszeć to, czego nie mówię.

Co chciałbym być w mocy powiedzieć,

Co muszę powiedzieć, aby przetrwać, ale powiedzieć nie mogę.

Nie chcę się ukrywać, naprawdę!

Nie chcę tej gry zewnętrznych złudzeń, którą gram - gry pozowania.



Chciałbym raczej być szczery i spontaniczny - być sobą,

Ale musisz mi pomóc. Musisz wyciągnąć do mnie rękę,

Nawet jeśli zdaje ci się, że to jest ostatnia rzecz jaką chcę.

Tylko ty możesz zerwać z moich oczu

tą zabójczą kurtynę duszącej śmierci.

Tylko ty możesz przywołać mnie do życia.

  

Za każdym razem kiedy próbujesz zrozumieć,

i dlatego że naprawdę tak chcesz,

Mojemu sercu rosną skrzydła - bardzo małe skrzydła,

kruche, ale jednak skrzydła.

Z twoją czułością i współczuciem i twoją mocą zrozumienia

Możesz tchnąć we mnie życie.

Chcę żebyś to wiedziała.

Chcę żebyś wiedziała jak jesteś dla mnie ważna,

Jak możesz, jeśli zechcesz, być stwórcą osoby, którą jestem.



 Błagam cię - chciej to zrobić. Tylko ty możesz zburzyć ten mur

Za którym ja drżę; tylko ty możesz zdjąć moją maskę.

Tylko ty możesz uwolnić mnie od mrocznego świata paniki i niepewności,

Od mojej samotnej osoby.

Nie omiń mnie obojętnie.

Proszę... nie omijaj mnie obojętnie.



To nie będzie dla ciebie łatwe;

Długie skazanie na bezwartościowość tworzy grube mury.

Czym bardziej się do mnie przybliżysz,

tym mocniej będę walczyć w zaślepieniu.



Gdyż walczę przeciwko tej samej rzeczy, za którą tęsknię.

Ale mówią, że miłość jest silniejsza niż mury, 

a w tym moja cała nadzieja.

Spróbuj, proszę, zburzyć te mury stanowczymi dłońmi,

Ale muszą być one łagodne,

bo dziecko w środku jest bardzo wrażliwe.