Zostałam zaproszona. Wyjechałam w piękne tereny Jury Krakowsko-Częstochowskiej by tam kontynuować swoja pracę. Słoneczna pogoda, widoki, spacery, zwiedzanie. I praca.
Codzienny widok po wyjściu z domu
Moja "praca" na spacerze
"praca" na jagodach
Powrót z sadu
"Praca" pracowicie pomagała zbierać fasolkę na obiad
Odrestaurowany zamek w Bobolicach
Ten dopiero w w trakcie odbudowy
Widok z Góry Zborów
Zakochałam się w tych dziko rosnących bodziszkach, czyż nie są pełne uroku?
Ja nie lubie sie zajmowac dziecmi, raz to robilam, a wlsaciwie dwa, bo jak przyjechalam to pona pol roku odprowadzalam takieo jednego gowniarza do szkoly, wredny byl i wydawalo sie mu ze bedzie mna rzadzil jak swoja mama. A pierwsze zajmowalam sie dwojka dzieci 3 latka i 1,5 roku. Ona (mlodsza) byla fajna, a on dawal popalic.
OdpowiedzUsuńTak jak są dorośli i dorośli, tak są dzieci i dzieci. Ja trafiłam na bardzo fajną dziewczynkę, co prawda ma swoje za uszami ale umiem się z nią dogadywać (a ona ze mną;). w końcu znam ją od 4 m-ca życia. Rodzice są spoko, więc lubię swoja prace. Fakt, miałam kiepsko w takiej pracy u kogoś innego, ze po prostu rano nie chciało mi się do niej iść. ale w sumie to z dzieciakiem można się było dogadać, ale z rodzicami kompletnie nie. I nie było rady-konflikt między dorosłymi czyli niania-rodzic ZAWSZE odbijał się na dziecku. Praca w takich warunkach mijała się z celem. Pozdrawiam z pochmurnego dzisiaj Wrocławia
OdpowiedzUsuń