Leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania. 

wtorek, 29 września 2015

Wilki i skarby ze śmietnika

To sen sprzed dwóch dni. Jestem niedaleko mojej szkoły podstawowej. Jestem chyba razem z córką na takim opuszczonym terenie, trawa, drzewa. Ludzie wyrzucają tam niepotrzebne rzeczy. Pojawia się młoda kobieta, ma ciemne włosy. Ona zbiera szkło. Ma nawet taki wózek do jego przewozu. Potem gdzieś to oddaje i dostaje pieniądze. Wpierw lekko się opierając, ale potem już bez oporów, zabieram się za zbieranie tego szkła. To jakieś stare butelki niemal wrośnięte w ziemię i różne odłamki. Oddaję to tej kobiecie. Chyba córka mi pomaga. W trakcie tego zbieractwa odkrywam coraz ładniejsze rzeczy, które ludzie wyrzucili. Śliczne wazony, kieliszki z cienkiego szkła. Naprawdę ładne i niezniszczone. Odkładam je na kupkę, a to co niepotrzebne daję tej zbieraczce. Będę miała pieniądze z tego szklanego złomu i kilka pięknych rzeczy do domu.
Potem sen się przenosi w całkiem inne miejsce. Oto widzę dwie postacie zawieszone nad urwiskiem. Jedną z nich jestem ja. Goniły nas wilki i uciekając w końcu tu się znaleźliśmy. Droga  bez wyjścia, jak w pułapce. Widzę z bliska nasze zaciśnięte  palce na krawędzi, są pokrwawione, pozdzierane. Zdaję sobie sprawę, że tak długo nie wytrzymamy. Podejmuję desperacką decyzję. Odwracam się i przytrzymując się traw i gałązek zaczynam szybko zjeżdżać w dól po stromych pionowych blokach skalnych. Ta druga osoba jeszcze się trzyma urwiska ale wkrótce dołącza do mnie. Trzymamy się za ręce w tym szalonym pędzie, który jednak kontroluję poprzez lekkie wyhamowywanie przy kolejnym chwycie za rośliny. Wilki nie dały za wygraną i biegną koło nas. Wiem, że te zwierzęta są lepiej przystosowane, ale ja mam wolne nogi i co któryś za blisko podleci, zostaje silnie kopnięty, zwija się w kłębek i odlatuje daleko w bok. Jesteśmy bezpieczni, docierając na sam dół, nagle sen przenosi nas do kuchni jakiejś restauracji. Rozglądam się.
Wczoraj miałam rozmowę, która do przyjemnych nie należała, przypomniałam sobie sen i... chyba w porę wyhamowałam. A potem zadzwonił ktoś w sprawie mojego ogłoszenia. Otóż znalazłam coś na śmietniku, co zabrałam, a teraz znalazł się na to amator. Akurat starczy na zakup nowego telefonu, bo ten który mam uczy mnie nienawiści do elektroniki. Zatem można będzie wkrótce powiedzieć, że mam nowiutki telefon ze śmietnika.

czwartek, 24 września 2015

O mężczyźnie i o radości

Nie mam ochoty na czynienie tu zapisków o snach, z drugiej strony coś zmusza mnie, by je tu umieszczać, jako coś istotnego, cennego, co nie może się zgubić, zatem...
Sen już dość dawny. Patrzę na młodego mężczyznę. Ma ciemne włosy, lekko falowane. Leży na łóżku, a przed nim leży jego synek. Tak na łyżeczki leżą, dziecko przytulone do ojca. wiem, że jest on ważny w życiu tego mężczyzny. Czuję to jego uczucie do dziecka. Czuję też własne uczucie do tego mężczyzny, jestem w nim zakochana, chcę też opiekować się jego synem. Potem widzę tego mężczyznę takiego wystrojonego, biała koszula, krawat, wiem, że to dla mnie zrobi chcąc wywrzeć jak najlepsze wrażenie, ale dla mnie to nienaturalne, to bardziej jak przebranie niż ubranie. Nie jest sobą. I daje mu do zrozumienia że to nie wzbudza mojego zachwytu. Nie chce by nie był sobą. I potem widzę go już dojrzalszego, w gronie jakiś mężczyzn. Nie wyróżnia się, jest skromnie ubrany, wiem, że jest prezydentem, ale zapamiętał lekcje ode mnie, by nie robić z siebie kogoś kim się nie czuje, by nie narzucać sobie stylu innych.
Sen, kiedy przebywałam na wsi. Mogłabym go zatytułować: 
"O odzyskaniu radości życia"
Jestem zdołowana, jest mi trudno, ciężko. Mocno czuję ten ciężar na duszy, to zapadlisko. Moja twarz z podkrążonymi oczyma. Smutek, beznadzieja. A potem nagle to wszystko mija jak ręką odjął. Widzę siebie, patrzę prosto sobie w twarz. Mam ładny makijaż typu smoky. W ogóle podobam się sobie. Uśmiecham się, a potem śmieję. Czym bardziej się śmieję, tym większa radość jest we mnie. A czym większa radość, tym bardziej się śmieję. Lekkość, cudowny smak życia.