Czytam "Miłość i wolę" Rollo Maya, a żeby jakoś całkiem nie zrobić się poważna i miejscami zdołowana, "przekąszam" to psychologiczne dzieło "Przygodą damskiego fryzjera" Eduarda Mendozy. I śmieję się. I jest mi lekko. I w końcu Mendoza skończony a May... brak mi na razie woli by go doczytać. Bo miłości mam sporo:D. Ale zostawiam sobie co smakowitsze cytaty, które chomikuję w pamięci:
Zachowania rodziców są odbiciem kultury w jakiej żyją.
No to ja tam widzę, że nie tylko rodziców. No chyba, że wszyscy jesteśmy rodzicami:)
Doskonałość jako cel jest bękarcim pomiotem przeszmuglowanym z techniki do etyki i wynika z zupełnego poplątania obu dziedzin.
No, Panie May, zdanie jakby pisał je Mendoza. Soczyste i trafne.
Koncentrując się na dylematach miłości i woli nie zapominam bynajmniej o pozytywach naszych czasów i tkwiących w nich możliwościach jednostkowego spełnienia. Jest bowiem rzeczą oczywistą, że gdy zniszczeniu ulegają stare więzy i każdy jest w jakimś sensie zdany na samego siebie, większość ludzi potrafi podjąć wysiłek ponownego odnalezienia i zrealizowania siebie.
Ładnie powiedziane, podoba mi się ten kierunek, optymizm i dostrzeżenie pozytywów w człowieku. Słowem nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre.
Na koniec zostawiam tutaj perełkę. Zdanie Hegla:
To, za co potępiają Sokratesa, zapuściło już w nich samych głębokie korzenie.
Które odnoszę gdzieś do siebie. Nie o filozofa mi tu chodzi, nie z nim się porównuję, ale bardziej z tym co go spotkało. Potępienie. Nagonka. Co prawda w mikroskali i bez takich reperkusji. Ale najważniejsze to, że korzenie też widzę. Powiedzmy... korzonki;))