Leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania. 

wtorek, 31 maja 2011

Jaszczurki, faceci i Mona

To są trzy sny, które śniły mi się jednej nocy pod koniec kwietnia 2008. Przypomniały mi się w związku z pewną sytuacja zaistniałą na jawie obecnie. Sny są o mężczyznach i jaszczurkach i niech tu sobie będą zinwentaryzowane. A ja zaraz kładę się spać...
O młodym mężczyźnie z nadwagą
Rozmawiam z młodym mężczyzną. Ma nadwagę ale w sumie jest dość proporcjonalnie zbudowany. Do tego jest też wysoki, jakieś dwa metry. Ani mi się podoba, ani nie podoba, ot jest miły. Nasze ciała się dotykają. W pewnym momencie zaczynam się lekko o niego ocierać, co widzę sprawia mu przyjemność. Chcę się z nim kochać. Widząc moje podniecenie i gotowość, jest zachwycony i wyraża to werbalnie. Okazuje się to wspaniałym afrodyzjakiem dla niego, gdy widzi autentycznie otwartą i gotową  na seks kobietę.
Sen o jaszczurkach

Chodzę gdzieś po górach. Docieram nad strumień. Jest tam płaski głaz wbity pionowo w dno, gdzieś mojej wysokości. Dostrzegam wpadającą jaszczurkę do wody tuż przy nim. Domyślam się, że wygrzewała się na tym kamieniu i spadła. Nawet zastanawiam się, czy pomóc tej zwince wydostać się z wody, ale widzę, że świetnie pływa i sobie poradzi z wyjściem na brzeg. Kiedy patrzę na głaz, widzę że jest na nim pełno jaszczurek, różnej wielkości i wszystkie korzystają ze słońca. Nagle dostrzegam ogromną, która skrada się upolować którąś z amatorek słonecznej kąpieli. Nie zauważa mnie, a ja jestem od niej jakieś pół metra. Nie mam czasu do stracenia, bo wiem, że ten jaszczur przypominający bardziej miniaturowego dinozaura, zaatakuje mnie, gdy tylko spostrzeże. Postanawiam gwałtownie odskoczyć do tyłu, ale jednocześnie wiem, że są tam chybotliwe kamienie, krzaki i mogę skręcić czy złamać nogę. Jestem w rozterce, ale w końcu skaczę w tył.
Sen o walce
Obserwuję zabawę, niezabawę. Oto są to niby zabawki, ale żywe, które toczą walkę. Dwa takie jakby jaszczurki-dinozaury. Nie bardzo orientuję się o co w tym chodzi. W końcu dociera do mnie, że to brak precyzji tych, co nimi kierują, powoduje, że gra tak dziwnie wygląda. Teraz staję się jedną z tych zabawek. Nie mam kłopotu, aby zablokować przeciwnika, przyciskam nogą jego ogon i jest uziemiony. Teraz to już nie zabawka, ale mężczyzna. Delikatnie muskam mu ucho i szepczę, że po co toczyć walkę, nie lepiej mile spędzić czas. Jest zaskoczony, ale i zaciekawiony. Więc dalej muskam go i pieszczę. Jestem silnie podniecona, on to czuje i sprawdza dotykiem intymne części mojego ciała. Kiedy jest pewny, że nie udaję, rozluźnia się, a ja już go nie blokuję... Znowu przekonuję się, że moje własne podniecenie jest najsilniejszym afrodyzjakiem dla mężczyzny.
 
Co dziwne to w żadnym śnie nie myślę o tym, że jestem mężatką, za to uzmysławiam sobie, że reaguję jak rozbudzony chłopak szesnastolatek. Szybkie podniecenie ciała. I tylko za jego głosem i potrzebami idę. Ci mężczyźni ani mi są znani, ani mi się podobają czy nie podobają, ale jestem wobec nich autentyczna i otwarcie pokazuje swoje potrzeby seksualne. I jeszcze jedno, uczono mnie, że seks jest wyrazem uczuć i to głębokich. Ja zaś zachowuję się w snach trochę jak Mona z "Kociej kołyski" - kocham wszystkich, ale jednocześnie nie angażuję się uczuciowo. Dziwne to dla mnie.

czwartek, 26 maja 2011

Vivaldi

Dzisiaj już nie, bo jakoś to nie wypada. Ale jutro jestem zaproszona przez dzieciaki (te młodsze) do obejrzenia filmu: "Zabiłem moją matkę". W tle Vivaldi w zimowej szacie. Obym nie zamarzła. Bo to nie będzie w porządku. Już zaczynam się bać...;)


Sklerozie ja-mama mówię SIO

http://zapiskisnowe.blogspot.com/2010/11/mama-i-corka.html 
Tiaa... Myślę, że moja mama woli nie zadawać się z osobami, która według niej są "zarażone". Nawet jeśli taką osobą  byłoby własne dziecko. 
Obym NIGDY nie upodobniła się do niej. I NIGDY nie zapomniała jak to jest zostać wykluczonym. I że moje dzieci to odrębne istoty, nie są takie jak ja. A skleroza  w tych sprawach ma zakaz wstępu, po prostu SIO! 
A dzisiejszy dzień spędzam objadając się prezentem czyli tortem czekoladowym upieczony przez dzieciaki,  pycha. Na mikrofalówce czekają bilet do teatru na "Mayday", a na pulpicie mojego kompa znalazłam to:



sobota, 21 maja 2011

Tygrys

Sen z maja 2008, nie wiem czemu dzisiaj mi się przypomniał? Może przez to, że oglądałam zdjęcia, które zrobiłam córce w Zoo? Choć to może też z innego powodu...
Stary dom z tygrysem 
Jest stary dom (w rzeczywistości mieszkaliśmy tam do ukończenia przeze mnie 3 lat.) Chcę wejść. Drzwi do kolejnych klatek schodowych są stare, zniszczone. Te do naszej mają na dole zrobione wejście dla kotów. Widzę te koty, to duże persy. Ale są następne drzwi za tymi. Tam otwór jest ogromny i na środku. Widzę, że wewnątrz jest tygrys. Wycofuję się i nie wchodzę do budynku. Szukam schronienia. Nie mogę biec tylko jakoś tak wolno idę w stronę małego niby to garażu czy też innego schowka. Widzę też mężczyznę, którego próbuję ostrzec, że w domu jest tygrys. W końcu on też razem ze mną szuka schronienia w tym małym budyneczku. Gdy się chronię, okazuje się to takim większym kartonowym pudełkiem. Tygrys próbuje to ze mnie ściągnąć. Wiem, że długo tak nie wytrzymam.


wtorek, 17 maja 2011

Dziękczynienie

Tak sobie myślę, że na jakimś poziomie wszystkie umysły się łączą w jeden UMYSŁ, to sny, choć śnią się każdemu z osobna, gdzieś tam dotyczą wszystkich. I tak się dzieje, gdy opowiadamy komuś sen, albo czyjegoś wysłuchujemy. Na pewnym poziomie staje się on wspólny, choć na innym dotyczy indywidualnie każdego. Ale to jest w tym wszystkim fantastyczne, że snami można się dzielić, a im i tak nic nie ubywa. Wręcz odwrotnie - przybywa. Ważne, by tak się dzielić, jako czymś delikatnym, cennym, wartościowym. Bo takie właśnie są sny.
Dzisiaj już nie mam siły, ani czasu, ale w najbliższym dniach chcę podzielić się z Gosią i innymi tym, co w bardzo dużej mierze dotyczy jej snu o Indiance. Tyle, że u mnie stało się to nie w śnie, a w realu i wywołało stan gdzie albo człowiek decyduje się głęboko zweryfikować wszystko w co do tej pory wierzył, albo ... zwariować. To drugie bodaj jest łatwiejsze. :)) A za możliwość zapoznania się ze snem dziękuję, bo to kolejny dowód na to, że to co kiedyś mnie spotkało jest prawdą, i dziękuję sobie za to, że wtedy zaufałam temu co przeczyło wszystkiemu czego do tej pory mnie uczono.

sobota, 14 maja 2011

Przeróbka czyli wszystko przez lenistwo

Tu dalszy ciąg maila - snu od Gosi. Ta cześć dotyczy relacji z matką, partnerem i choroby. Intensywnie pracuję by zmianie uległy pewne sprawy w moim życiu, więc niech sen po inwentaryzacji zostanie, jako przestroga i jako pamiątka tego, że zawsze są wybory. Zmiany. Na lepsze. I że to jest możliwe.
Wiem, że w końcu poszłam. Źle mi się szło. Ciągle mnie popychano, szturchano... W końcu doszłam na skraj dużej polany. Nie było kwiatów. Sama zieleń.
[Tu luka ... Nie pamiętam co było]
Potem szliśmy razem... Między nami było OK, ale ta droga nie była miła. Znów szliśmy pod prąd i ciągle nas tłum rozdzielał, ale to nie było problemem. Para składająca się z dwóch odrębnych samotności. Każda samotność w swojej "bańce" Szliśmy pod bardzo łagodną górkę, taką max 25 stopni. W tej drodze umarł mój tata (zapomniałam na co, ale wiedziałam), umarła mama na raka prawej piersi. Miałam uczucie, że do tej mojej "bańki" próbują mi się wkraść: poczucie winy, dyskomfort psychiczny, itp., ale wiem, że byłam tak szczelna i tak skupiona na słowie: "DOŚĆ", że nawet nie pozwoliłam sobie na żałobę....
[Straszne to!!! Ale na szczęście zupełne nierealne]
W tej drodze pływałam z moim Pierwszym Bliźniaczkiem w ścianie z oceanu, która stanęła przed nami. Obserwowaliśmy to beznamiętnie, jak na nieme kino. Patrzyłam na tę 13-letnią Gosię baraszkującą w wodzie ze swą Młodzieńczą Miłością.
[Faktycznie:) Uwielbialiśmy nurkować w realu]
Potem byłam już Gosią w oceanie. Bliźniacy mi się podmienili i oceaniczna kipiel zamieniła się kipiel pościelową...
[Momentów nie było widać, poza nurkowaliśmy w tę pościel]
Dopiero kiedy już wszystkich pożegnałam lub pochowałam... wtedy dopiero Krzysiek mi uwierzył. Wiem, że już mi nie zależało. Miłe to było, ale po drodze wszystko umarło. Ja sama również żegnałam się z życiem, bo wyczułam guzka na piersi (też prawej), byłam wychudzona i zniszczona chorobą,. Nie chciało mi się już żyć. Mama (z zaświatów aż sfrunęła, żeby mnie opieprzyć konstruktywnie, na temat: "Walcz z chorobą, to wygrasz!" Krzysiek jej wtórował, ale ...
...wołałam się wybudzić...
Hm, no fakt - ten sen może nie był zbyt wesoły. Ale to nie tak!!! Może to wina psychotropów, bo obudziłam się po tym śnie bardzo radosna i nawet zaczynając go opisywać, nie przypuszczałam, że mi taki smutas wyjdzie!
Tiaaa.... hm... no dobra... piszę... piszę dalej, ale to trochę tak znowu jakby półnaga była, co prawda tak dla samej siebie?, bo może dla innych te sny niewiele znaczą, ale dla mnie są jasne, więc stąd ta myśl, że przecież wszystko widać.
(Moje ciało chce mi co ważnego powiedzieć, wiem to, bo buntuje się strasznie, wszystko to stany ostre, zapalne i połączone od jakiegoś czasu zawsze z bólem). 
Postanowiłam jakiś czas temu, że skorzystam z ustawień Hellingera. Poszłam jako obserwator i brałam udział w ustawieniach innych. W sumie dwa dni pracy, dziesięć ustawień, w trzech brałam udział. Byłam matką, żoną, siostrą. Wiem, że nie ma przypadków i każda sprawa z tych co obserwowałam w jakiejś mierze dotyczyła też mnie. Ostatnie ustawienie mną wstrząsnęła, nie tyle sprawa co rozegranie jej przez prowadzącą. Ta psycholog była dobra, czym mniej wiedziała - tym więcej. Ale... cóż... czułam, że to nie tak ma być rozegrane, bo to było jakby ktoś komuś podał ciastko na srebrnej tacy, a ten jedynie je rozgrzebał.


Bunt. We mnie był bunt. Jak się jakoś poskładałam, to umówiłam się na rozmowę z nią. Długa rozmowa, ale wyszła ze mnie ta obawa, czy słuszna? Intuicja podpowiadał mi, że tak, chciałam się zabezpieczyć i być dobrze zrozumiana co do własnego strachu. (To tak jakby ktoś zwrócił się po pomoc w sprawie gwałtu jaki na nim dokonano, a to co dostał to był powtórny gwałt. Bo przecież coś takiego już raz mnie spotkało, więc nieufność zaraz się pojawia.
Odniosłam wrażenie, że ta psycholog to zrozumiała, zrozumiała moje obawy. Umowa stanęła i byłam zdecydowana, termin zaklepany i wtedy... o tym może kiedy indziej, może w ogóle nie...  Nie było ustawienia. Mam już inny termin, inna psycholog. Czuję, że teraz to tak. Że to ma być kropka nad i. Garnitur na miarę:) 
Córka, spytana, mówi, że tak. Czyli dobrze czuję.:))
PS. Dzisiaj rozmawiałam z bliską koleżanką, znamy się od czasu, gdy nasze dzieci uczęszczały do przedszkola, więc już kilkanaście lat. Rozwiodła się jakiś już czas temu. Od kilku lat ma nowego partnera i dzisiaj tak sobie uświadomiłam w rozmowie z nią, że choć ja partnera życiowego nie zmieniłam, to jednak... jestem z kimś zupełnie innym. Znikło w nim coś, co wydawało się nie do zniknięcia. Nie do strawienia. A on... pewnie powiedziałby, że ma też inną kobietę przy swoim boku, choć to ciągle ta sama istota:) I pomyślałam sobie, żartując w duchu, że moja mama orzekłaby, że to wszystko przez moje lenistwo, bo nie chciało mi się kogoś szukać, organizować nowy związek, więc wolałam przerabiać stary.:)))

niedziela, 8 maja 2011

Podmiana postaci

Ostatnio w pracy byłam półtorej doby, czyli w niej nocowałam. I prawdę mówiąc to był taki mój sen jak myszy pod miotłą, bo cały czas nasłuchiwałam czy dziecko nie płacze. Uff...


Ale był taki moment w dzień, gdy pani, która przyszła posprzątać, (notabene bardzo ją lubię) spytała beztrosko małą:  
A ty kogo bardziej kochasz, mamusię czy tatusia?  
No a we mnie mały demon kopytkami zaczął wierzgać, ale się nie odezwałam, mała też nie, bo na szczęście jeszcze nie mówi.:))
 I przypomniałam sobie wtedy pewien sen. Nie mój on, ale dostałam go kiedyś od kogoś, a ponieważ w nim występuję i ponieważ JAŹŃ jest tak naprawdę  jedna, to sen użyteczny jest dla każdego. A tu sobie go zostawię, bo go się prawdę mówiąc naszukałam. A gdy patrzę z perspektywy, to był czas, że dokładnie szłam tą drogą, straciłam nadzieję i  zakleszczyłam serce by nie czuć bólu. Osamotnienie. Było trudno, miejscami jak po grudzie. Mogę powiedzieć, że "rok orki na ugorze".   

Myślę, że pewne sprawy zmieniły się na lepsze. Podzieliłam je na te które mogłam zmienić i zmieniłam pozytywnie, i na te, na które wpływu nie mam. Te ostatnie w dużej mierze zaakceptowałam. No i uczę się z mężem rozmów na poziomie serca:)


A oto mail i sen, choć nie mój, to jednak dla mnie, był i jeszcze jest potrzebny:

To będą takie poszatkowane fragmenty... Trudno. Piszę. Lato, słońce, ciepło, kolorowo, jakaś nadmorska mieścina. We śnie przeważały dwa kolory: jaśniuteńki błękit (tego koloru była ta ... bryza, mgiełka) To było nad morzem, ale ja śniłam "ocean" - zapamiętałam to! Dość usilnie starałam się to pamiętać! "SEN ZNAD OCEANU" mógłby brzmieć tytuł snu. To był w zasadzie kolor wodnych kropelek bryzy w słońcu. Kropelki lśniły, mieniły się. Śliczne:) Drugim dominującym kolorem była ciemna zieleń (gęsty las zroszony bryzą, trawa,..) mnóstwo zieleni.

W tym śnie były tłumy ludzi, alej a pamiętam tylko Izę, Krzyśka i siebie. Sen się dział w wielu miejscach, ale przeważał pas między lasem, a oceanem, taki ładny, choć wybetonowany, nadmorski deptak. Widziałam orkiestrę przygotowującą się do przedstawienia... Bo w muszli koncertowej miało się rozpocząć przedstawienie "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakowa. Konferansjer bardzo mnie, albo nam dziękował za coś tam. Kompletnie nas to nie interesowało. 
Tu się aż wybudziłam, bo tak mnie zaszokowały słowa konferansjera: ".... szczególnie pragnę podziękować Wam za sprytne podmienienie postaci" (wtedy się obudziłam ...na moment).

Wszędzie były tłumy ludzi, ale nie wokół nas. Byliśmy niby w tłumie, ale jednak nie z tłumem. Ktoś z nich, Iza lub Krzysiek stał na tle ciemnozielonej ściany lasu. Krzysiek był obrażony, urażony, nadęty. To pamiętam, bo wiem, że byłam na niego zła, w sensie "zniechęcona. Miałam dość". Kojarzy mi się z "zapachem łez". Potem była ta druga osoba (jedno z dwóch), potem - luz - potem ja, najbardziej oddalona od wszystkich, potem ludzie, muszla koncertowa, deptak, ocean. Stałam taka ...wyalienowana i rozdarta między tłumem a nimi.  

Uczucie w stylu: "Pójdziesz z mamusią czy z tatusiem? Wybieraj!" (mnie podobno takich pytań nie zadawano, ale kto ich tam wie) We śnie byłam dorosła. W końcu nie wytrzymałam panującego między naszą trójką napięcia i weszłam w mgłę. Przebiłam się przez tłum, przez tuman mgły i siadłam na pustym nadmorskim deptaku na ławce tyłem do oceanu. Właśnie wtedy było tak chłodno niebiesko i błękitnie. Wyjęłam coś zza pazuchy... coś co czytałam i czułam się bezpieczna, że nikt mnie nie widzi w tej mgle. Nagle nade mną stanęła Iza. Skradła się jak duch:) i powiedziała do mnie: "Dlaczego się z tym ukrywasz?" ... "chowasz to?" (coś tym stylu) Wiem, że we śnie płakałam, czułam, że to JA płaczę (ten ciężar na piersiach charakterystyczny dla płaczu, czułam nawet "zapach" łez) więc to byłam JA, ale JA to również obserwowałam jako niewidzialny obserwator.

Teraz mi się przypomniały dalsze słowa Izy.. [słowa - dla mnie bez sensu TU I TERAZ. W tamtej rzeczywistości były OK]

... Mówiła stojąc nade mną:"... A, to ty go w sercu schowałaś? To dlatego nic nie było widać..." I mówiąc to wskazywała na to co "czytałam". Okazało się, że czytałam lusterko. Takie babcine, z metalową podpórką. Namawiała mnie, żebym znowu poszła porozmawiać z Krzyśkiem. Powiedziałam: "Nie! Nie będę się za nim więcej uganiać! Z nim nie można rozmawiać, bo on nie daje sygnałów zwrotnych." Iza przyznała mi rację, ale dalej nalegała, mówiąc że on na mnie czeka. Nie wierzyłam. Długoś my się szarpały i w końcu zapytałam ją: "Co ja mam mówić? Znowu mu się coś nie spodoba.." Odpowiedziała: 'NIC. Ty masz milczeć. On też będzie milczał. Porozmawiają sobie wasze serca" 

[Sorki. To jest bez sensu. Przyznaję. Ja opisuję sen.]


wtorek, 3 maja 2011

Wielkanocne jaja

Ostatni dzień czterodniowego majowego weekendu. Dzisiaj pochmurno, zimnawo i z wyjazdu raczej nici. A ja w ogóle było? To zacznę od Wielkanocy:

Jeszcze w stroju wieczorowym witam Wielkanoc od sprawdzenia aparatu 

Ekspresowe pisanki

Strusie jaja czyli spacerkiem po Zoo

Uwaga krokodyl czyli oswajanie własnych lęków przez robienie jaj z gadziny

Facet z jajami czyli misio po delektowaniu się żeberkami czyli ukłon w stronę mojej kuchni (wiem, wiem, zwierzaków się nie karmi, ale jak ktoś tak pięknie prosi, to...)


Pozazdrościć tej lekkości, ach! 

Koniec z kompleksami-puszyste znaczy piękne czyli wyginam śmiało ciało

rodzinkowo-lemurkowo czyli wielkanocne jajcarstwo