Czytam:
Głównym celem inwentaryzacji jest ustalenie rzeczywistego stanu aktywów i pasywów. W szczególności sprowadza się to do:
1.uzgodnienia zapisów księgowych ze stanem rzeczywistym,
2.rozliczenia osób materialnie odpowiedzialnych za powierzony im majątek,
3.dokonania oceny przydatności gospodarczej składników majątku objętych spisem,
4.przeciwdziałania stwierdzonym w czasie spisu nieprawidłowościom w gospodarce składnikami majątku (nadmierna ilość, niechodliwość).
1.uzgodnienia zapisów księgowych ze stanem rzeczywistym,
2.rozliczenia osób materialnie odpowiedzialnych za powierzony im majątek,
3.dokonania oceny przydatności gospodarczej składników majątku objętych spisem,
4.przeciwdziałania stwierdzonym w czasie spisu nieprawidłowościom w gospodarce składnikami majątku (nadmierna ilość, niechodliwość).
Mój bilans: stan rzeczywisty był w snach już siedem lat (a nawet czterdzieści siedem) dokładnie znany,
osób nie rozliczam, a jedynie dziękuję za podzielenie się snami,
nie stwierdzam nieprzydatnego żadnego składnika majątku snowego,
zaś stwierdzić mogę, że brak towaru niechodliwego i nie ma żadnych nieprawidłowości.
Tu zostawiam zaś na koniec bilansu: sen - drogowskaz-przepowiednia, który przyśnił mi się kilka lat temu:
Idę przez jakieś wysokie trawy. Obie ręce mam zajęte, bo trzymam do piersi przytulone gąsiątko. Jest mglisto i szaro, noc. Trawy są tak wysokie i gęste, że z trudnością udaje mi się przez nie przedzierać, aż bolą mnie ręce. Mam je zajęte bo ochraniam pisklę, a ramionami rozdzieram trawy. W pewnym momencie, gdy już jestem na jakiejś polanie, atakuje mnie dziki, biały koń. Próbuję się jakoś bronić, on staje dęba, jest wściekły. Wtedy pojawia się chłopak i to na niego rzuca się zwierzę. Ja postanawiam chronić gąsiątko, a tego chłopaka, choć mi go szkoda, chcę pozostawić na pastwę konia. Ale w pewnym momencie widzę, że chłopak ma w rękach koniec sznura, na którym jest koń. Zatrzymuję się i pomagam chłopakowi uporać się z wściekle atakującym czworonogiem. Teraz jesteśmy ja i ten chłopak razem. Trzymamy się za ręce i idziemy przez jakieś łąki, trawy, ale już nie tak wysokie. Pojawia się mój pies Dobra, czarna suka. Towarzyszy nam. Nagle widzę jak wypada na nas sfora obcych psów, choć wyglądem przypominają mojego. Też są czarne. Mój pies, mimo że jeden, dzielnie nas broni przed zgrają. Wiem, że sobie poradzi. Budzę się.
Tu zostawiam zaś na koniec bilansu: sen - drogowskaz-przepowiednia, który przyśnił mi się kilka lat temu:
Idę przez jakieś wysokie trawy. Obie ręce mam zajęte, bo trzymam do piersi przytulone gąsiątko. Jest mglisto i szaro, noc. Trawy są tak wysokie i gęste, że z trudnością udaje mi się przez nie przedzierać, aż bolą mnie ręce. Mam je zajęte bo ochraniam pisklę, a ramionami rozdzieram trawy. W pewnym momencie, gdy już jestem na jakiejś polanie, atakuje mnie dziki, biały koń. Próbuję się jakoś bronić, on staje dęba, jest wściekły. Wtedy pojawia się chłopak i to na niego rzuca się zwierzę. Ja postanawiam chronić gąsiątko, a tego chłopaka, choć mi go szkoda, chcę pozostawić na pastwę konia. Ale w pewnym momencie widzę, że chłopak ma w rękach koniec sznura, na którym jest koń. Zatrzymuję się i pomagam chłopakowi uporać się z wściekle atakującym czworonogiem. Teraz jesteśmy ja i ten chłopak razem. Trzymamy się za ręce i idziemy przez jakieś łąki, trawy, ale już nie tak wysokie. Pojawia się mój pies Dobra, czarna suka. Towarzyszy nam. Nagle widzę jak wypada na nas sfora obcych psów, choć wyglądem przypominają mojego. Też są czarne. Mój pies, mimo że jeden, dzielnie nas broni przed zgrają. Wiem, że sobie poradzi. Budzę się.
Moja Dobra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz