Sen pierwszy
Moja mama i ja jesteśmy w ciąży. Rodzę wcześniej chłopczyka. Nawet go nie widziałam, ale wiem, że to chłopiec, którego oddałam do adopcji. Rodzi moja mama. Robi to bardzo szybko w kuchni. Zdejmuje majtki, kuca, tak jak kobieta do sikania, a za chwilę podciąga majtki i obciąga sukienkę. Poprawia włosy. Ja biorę dziecko i układam się z nim na tapczanie. W dużym pokoju rodziców. Mama jest zadowolona, że ja zajmę się dzieckiem. Ja czuję się szczęśliwa i trochę zmęczona. Ale czuję do tego dziecka wielką miłość. Jest to dziewczynka. Zaczyna do mnie mówić. Dziwię się, bo przecież to niemowlę. Jej twarz jest śliczna i taka dojrzała. Jestem taka szczęśliwa jakbym otrzymała wielki skarb. Tata jest naprzeciwko nas i coś czyta w gazecie. Odsłania ją i zaczyna mówić coś do mnie z pretensjami. Jest mi przykro, bo czuje się też zmęczona. Nic mu nie odpowiadam. Nagle mama bardzo ostro go „ustawia” i staje po mojej stronie. Powoduje to natychmiastową zmianę nastawienia do mnie ze strony ojca. W tym momencie zauważa on dziewczynkę koło mnie. Widzi, że jej oczy i jego są takie same i rozumie, że to jego dziecko. Jest zadowolony, że będę zajmowała się dziewczynką.
Dziecko-chłopiec jest symbolem pewnego pomysłu. Nie realizuję go, ale powierzam komuś innemu. Za to z miłością i zaangażowaniem podejmuję się realizować pomysł mojej mamy. Dla mnie jest wspaniały. Ojciec jest przeciw mnie, mama za, a gdy on dostrzega, że pomysł jest po części też jego, uspakaja się.
Sen ten można też odczytać na innej płaszczyźnie. Dziecko jest tu pewną schedą po rodzicach, którą ja postanawiam się zająć. Jeden odczyt nie wyklucza drugiego.
Sen ten można też odczytać na innej płaszczyźnie. Dziecko jest tu pewną schedą po rodzicach, którą ja postanawiam się zająć. Jeden odczyt nie wyklucza drugiego.
Sen drugi
Kobieta koło 50 lat i mężczyzna też w tym wieku spotykają się. Jest to jakiś plac zabaw czy lunapark. Coś dla dzieci. Spotkanie dwóch osób „po przejściach”. Oni jakby nie wierzyli, że jeszcze coś miłego może ich w życiu spotkać. Nagle okazuje się, że są ze sobą bardzo szczęśliwi. W pewnym momencie czuję, że jestem tą kobietą. Śmieję się i krzyczę ze szczęścia. To trochę jak scena z brzydkiego kaczątka, które stało się łabędziem. Odmłodniałam. Jestem w zaawansowanej ciąży. Wiem, że każde z nas ma jakieś dzieci i teraz czas je sprowadzić. Jednocześnie chcemy wziąć ślub. To już 8 miesiąc ciążyć. Widzę starszego księdza w jakimś budynku. Idę do niego. Staruszek siada na schodach. Mówię, że chcę wziąć ślub. Odpowiada, że chętnie udzieli go, tylko trzeba uzgodnić datę. Pytam, czy coś stoi na przeszkodzie, żeby udzielił nam ślubu teraz. Jest zdziwiony, ale odpowiada, że nie. Mówię, że jeśli jest zmęczony, może siedzieć na tych schodach i udzielić nam tego ślubu siedząc.
Sen dotyczy mnie i mojej przyjaciółki - ona jest tym mężczyzną. (W śnie chodzi o to, że się uzupełniamy, tworzymy harmonię, że są oba pierwiastki: męski i żeński). Sen zapowiada niespodziewaną i owocną współpracę (ciąża symbolizuje efekt tej współpracy), która da nam szczęście. I to wtedy, gdy już w to obie nie będziemy wierzyć. Pozwoli też nasz pomysł wspomóc ekonomicznie nasze rodziny. Co ciekawe w tym śnie,choć zajmuję się tylko tytułowymi znaczeniami,to ja nigdy nie brałam ślubu kościelnego i do korzystania z jakikolwiek posług kościelnych, sakramentów to mi w realu daleko. Ale w śnie chodzi o związek duchowy, coś ważnego, co należy też przypieczętować. Na trwałe złączyć.
Sen trzeci
Rozmawiam w grupie kobiet. To, z jaką w prawą udaje mi się poprzez uważne słuchanie każdej odkryć z czym ma problemy, daje mi sporą satysfakcję. Jednocześnie uważam, aby żadnej nie urazić i też sama odkrywam własne zahamowania, problemy. Słowem, to te kobiety niejako naprowadzają mnie i pomagają rozwiązać moje wewnętrzne supełki. W pewnym momencie jedna z kobiet znanych mi, zwierza się jak mając męża i czteroletnią córeczkę zdecydowała się na drugie dziecko. Ale „zafundowała” je sobie nie z mężem, tylko z innym mężczyzną. Od momentu poczęcia ciągle się starannie myła, brała prysznice. Chciała być taka czysta. I śniło jej się, że ta córka z małżeństwa wpadła do wody i tonęła. Ale widać, sny się nie sprawdzają, bo nic takiego się nie stało, i tak naprawdę nie ma co w nie wierzyć - o tym mnie przekonuje.
Idziemy grupą. Ja na przedzie pcham wózek, to jest niby to drugie dziecko, ale ja pcham pusty wózek. Jakoś tak wynika, że ja mam się tą młodszą opiekować. Jest nadbrzeże. Droga staje się wąska, z jednej strony wysoki mur, a z drugiej stroma przepaść i głęboka woda. Nagle widzę tę starszą dziewczynkę jak biegnie. Ktoś krzyczy jej imię. Mała mnie mija i taka niezbiegnięta wpada do wody. Jak spławik zanurza się i wypływa. Tonie. Dociera do mnie, że właśnie ten sen się ziszcza. Bez namysłu skaczę w dół, aby ratować dziecko. Mam na sobie ubranie i adidasy. Zdaje sobie sprawę, że to utrudni mi pływanie, ale nie ma czasu na zdejmowanie butów. Każda sekunda jest ważna. Czuję się odpowiedzialna za tą dziewczynkę. Budzę się. Dociera do mnie kto jest jej matką i że dziecko skoczyło, bo podświadomie chciało sprawdzić czy jest kochane.
W tym śnie dzieci są faktycznie dziećmi, niczego nie symbolizują. Chodzi o zobrazowanie pewnej sytuacji by w symboliczny sposób pokazać pewne nieuświadomione dążenia dziecka. No i tego by snom ufać, zawierzyć. Gdyż dzięki nim jesteśmy w stanie coś przewidzieć, przygotować się lub zapobiec.
Sen czwarty
Mam podjąć pracę opiekunki u Katie Holmes i Toma Cruisa w Ameryce. Jestem u nich w domu. Mają dwie dziewczynki, jakieś 2 i 4 latka. Z tą starszą łatwo nawiązuję kontakt. Pokazuje mi, że zepsuła się jej lalka, oderwana jest główka. Widzę wyraźnie lalczyne niebieskie oczy, rude włoski. Współczuję i mówię do dziewczynki, że to się jakoś da naprawić. Młodsza jest nieufna. Wiem, że niełatwo będzie nawiązać z nią kontakt i przełamać lody. Za to Katie okazuje się bardzo miłą, młodą kobietą. Wychodzi też na jaw, że ma polskie korzenie, o czym opinia publiczna nie wie. Mówi bardzo dobrze po polsku. Odczuwam, że jest lekko pogubiona w małżeństwie. Jest szczera, ufna, bezpośrednia, łagodna. Tom wychodzi, gdzieś idzie do jakiejś knajpy, baru(?)
Zastanawiam się, jak to się dzieje, że przecież pracownicy zatrudnieni u ta wysoko postawionych ludzi są siłą rzeczy dopuszczeni do ich sekretów, poufnych spraw i że łatwo o przecieki. Dociera do mnie, że w sytuacji, gdy nie jest się ostrożnym i nie trzyma się dla siebie takich wiadomości, to jest takie niepisane prawo, że nikt już takiej osoby u siebie nie zatrudni. Jest spalona. Wiem, że Katie i Tom chcą mnie zatrudnić, bo jestem w swoim fachu dobra, chcą też abym uczyła ich dzieci języka polskiego. Jednocześnie ja będę się codziennie uczyła angielskiego. Jest już dla mnie miejsce na jakimś kursie.
Zapowiedź przyszłej pracy, to jakie będą dzieci, pracodawcy. Sen wybrał parę wysoko postawioną w hierarchii, symbolizują status społeczny, a dla mnie zawarta jest tam dobra rada. Czyli język za zębami. Co też robię i nie piszę dalej.
Sen piąty, nie jest mój, ale mam zgodę na publikowanie go
Niedawno śniło mi się, że urodziłam dziecko. Nie potrafię jednak interpretować snów, zwłaszcza swoich. Jak napisała kiedyś Kinga w jednym z komentarzy na skasowanym blogu, ciężko jest być własnym psychoanalitykiem. Pewne sny jednak pozostawiają w moim umyśle trwały ślad. Tak jak rzeczony sen o dziecku. Śniło mi się, że byłam w ciąży i urodziłam dziecko. Byłam na to kompletnie nieprzygotowana, nie miałam dla niego ubranek, pieluszek ani mleka. Nie wiedziałam co mam zrobić byłam kompletnie zaskoczona tym faktem, poród przebiegł jednak niesłychanie lekko. Pozostawiłam dziecko w szpitalu, wróciłam do domu z moim tatą, miałam mnóstwo jakich rzeczy do zrobienia i każdego dnia zapominałam odebrać moje dziecko ze szpitala. Gnębiło mnie wielkie poczucie winy.
Sen przedstawia sytuację w jakiej jest śniąca.
Dziecko to symbol w tym śnie. Rodzić można owszem dzieci, ale też pomysły. To coś nowego co stworzyliśmy. Pomysł, idea, umiejętność, nasz talent, coś co jest naszym dziełem. Śniąca ma zdolności, potencjał, bo poród dziecka jest bardzo łatwy. Ale to dla niej samej zaskoczenie. W śnie nie tylko brak przygotowania, ale i akceptacji na to by to "dziecko" przyjąć, zaopiekować się nim, czuwać nad rozwojem. Zostaje porzucone, i choć się o nim myśli i ma się poczucie winy, coś blokuje, jakaś "niedojrzałość", niewiara w siebie. Upływa dzień za dniem, sprawa za sprawą, a po "dziecko" się nie wraca.
Obecność ojca sugeruje, że sama śniąca potrzebuje opieki, jest jak dziecko, niesamodzielna. Brakuje jej męskiego pierwiastka. Jednocześnie ojciec śniącej nie wspiera jej w tym by zabrała „dziecko” do domu.
Sen to list od siebie dla siebie. Co z nim zrobi śniąca, to już jej sprawa. Tak jak i to, co przyjmie z mojej interpretacji. Mam nadzieję, że nie uraziłam jej.* Bo nie to było moim celem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz