Od grudnia tamtego roku pracuję u ludzi, którzy posiadają ciekawą i pokaźną kolekcję książek. Na półkach obok siebie "Ulisses" i "Mistrza i Małgorzaty". "Bieguni". Tolkien, Zola, Gretkowska i Grochola. "Zahir" i "Wilk stepowy", "Cząstki elementarne". Diderot, Wolter. Kapuściński, Kubiak, Lem, Kosiński. "Paragraf 22 " i "Pachnidło". "Zabić drozda". Itd.
Opowiadam mężowi o tych książkach. Wymieniam tytuły, autorów i mówię o tym, że niektóre bardzo chciałabym przeczytać. Na początek wybieram "Traktat o łuskaniu fasoli"
-To o tym pisze się traktat?! - słyszę w głosie męża duże zdziwienie.
Już coś tłumaczę, gdy w jego oczach dostrzegam nagle wesołe iskierki. Znowu dałam się nabrać.
Hehe.
OdpowiedzUsuńLepiej żartować niż chorować :)
OdpowiedzUsuńtraktat? Autor nie miał nic poważniejszego pod ręką? :):):) Kay
OdpowiedzUsuńHehe:) Jago
OdpowiedzUsuńNawet wiesz Gajbo, to zdaje się jest tak, że śmiech zapobiega chorobie, a gdy jest to leczy:)
Kay, książka fajna, przeczytałam w takim ciągu (jak alkoholowym;)) i nagroda uważam należał się autorowi. W sumie to taki traktat o życiu i o tym jak zdarzenia z dzieciństwa potrafią kształtować dorosłe życie, i jak często przez takie podświadome decyzje rozwala się to co najcenniejsze - miłość drugiego człowieka.
Pozdrawiam dziewczyny:)