Leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania. 

piątek, 3 grudnia 2010

Zastępstwo

Wróciłam z dłuższego chodzenia po mieście by załatwić kilka spraw. Nie jestem padnięta, a jedynie trochę zmęczona. Cieszy mnie powrót kondycji, bo warunki na dworze nie sprzyjają spacerom - ślisko, zaspy śniegu. Jutro i pojutrze szkoła, więc wolne wcale nie wolne, ale przez naukę zajęte.
Myślałam o tej mojej psycholog, co to imię ma jak moja piesa, a nazwisko pełne brzozowego zagajnika. 

Jak z nią jest? Ano tak. Jest taki mój sen sprzed kilku lat:
Obserwuję grupkę dzieciaczków 2-3 letnich. Patrzę na nie gdzieś z góry. Budynek jest oszklony i znany z jawy. Dostaję informację w śnie, że chodzi o żłobek. Na marginesie - w tym budynku wiele lat temu rzeczywiście mieścił się żłobek. Patrzę więc na te dzieci i moją uwagę zwraca mała dziewczynka, gdzieś z tyłu. To dziecko idzie jak automat, jest jak zombi, jak ktoś, z którego wyssano wszelką nadzieję. Dzieci idą po kilkoro w rzędzie. Na przedzie jest kilka dziewczynek, od których czuć zapał, są energiczne. Ja staram się tą małą nakierować w ich stronę. W myślach zachęcam ja do aktywności. W pewnym momencie mała przyspiesza i w końcu jest na przedzie razem z tymi żywszymi dziećmi. Teraz nagle staję się tą dziewczynką. Zaczynamy biec. Mijam oszklone ściany, ale nie wiem gdzie mam uciec. Jestem jak mały wróbelek, który wpadł do oszklonego budynku. W pewnym momencie kątem oka dostrzegam uchylone drzwi. Biegnę w tym kierunku i wiem, że zaraz będę wolna. Wypadam na podwórze na schody. Zatrzymuję się, czuję się zdezorientowana, bo nie wiem gdzie mam biec dalej. Bezradność, zagubienie. Spoglądam w dół. Mam na sobie jedynie rajtuzki. W tym momencie znów jestem w górze. Widzę to dziecko w koszulce bez rękawów i samych rajtuzach. Budzę się. Wiem, że ten sen to była prawda.To wydarzyło się naprawdę. Wybucham płaczem. 
No to ta moja psycholog jest jak z tego snu - zachęca, motywuje, nakierowuje, a kiedy udaje mi się wyplatać z pułapki, nie mam świadomości bezradności i osamotnienia. Nie umiem tego dokładnie wyrazi słowami, ale mimo że jej fizycznie nie ma, ja odczuwam że jest, że mam jej aprobatę i życzliwość. 
To chyba tak wychodzi, że zastępuje coś, co dawać ma mama...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz