Leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania. 

poniedziałek, 29 listopada 2010

Żelazna konsekwencja

Dwa sny z wczesnego dzieciństwa. Bo choć ktoś mi powiedział, że to niemożliwe pamiętać do teraz sny gdy miało się kilka lat, to nie zmienia to faktu, że tak jest. Pamiętam je. Nabierają głębokiego znaczenia dla mnie ponieważ zapowiadały wydarzenia mające nastąpić za kilkadziesiąt lat. I najdziwniejsze jest to, że przyśniły się mi - dziecku. Wtedy sny jedynie co mogły zrobić, to sprawić bym je zapamiętała. Nie mogłam ich zrozumieć.
Sen pierwszy
Stoję na klatce schodowej przed drzwiami mojego mieszkania. Mam tak jak w rzeczywistości 5 lat. Nagle z góry, gdzie strych, dobiega głuche uderzenie. Wiem, że to schodzi po schodach lew. Oczami wyobraźni widzę to zwierzę. Jest potężne, majestatyczne. Grzywa lekko faluje, mięśnie grają pod skórą. Nie spieszy się. Stawia spokojnie łapy. Mnie paraliżuje strach. Pragnę się schronić. Drzwi do mieszkania są uchylone, widzę mamę, która też się boi. Zamyka drzwi przede mną i przekręca zamek. Szarpię za klamkę, burzę w drzwi, ale ona nie otwiera. Wiem, że stoi przy samych drzwiach, ale strach ją tak sparaliżował, że nie otworzy. Jeszcze przez chwilę dobijam się, w końcu daję spokój. Staję na wprost schodów i czekam na lwa. Boję się bardzo. Słyszę wyraźnie każde uderzenie potężnych łap. Buch, buch, buch… Mała dziewczynka i moc zaraz się zobaczą.
Budzę się… Serce bije jak zwariowane. Mam 5 lat i ten sen pozostanie we mnie już chyba do końca…

Kiedyś Róża, gdy przekazałam jej treść snu, powiedziała, że to dobrze, że nie uciekam schodami w dół.
Sen drugi
Podwórko przed domem tak jak w rzeczywistości, tuż przy śmietniku stoi duży tapczan moich rodziców, oni leżą w pościeli, nie zwracają na mnie uwagi, albo w ogóle mnie nie zauważają, są zajęci rozmową ze sobą, jakąś dyskusją, kłótnią…
Zza murów śmietnika wyskakuje śmierć, taka kostucha z kosą jak na obrazkach, jest żywa i chce mnie złapać, tak sądzę, uciekam, boję się, a rodzice nic nie widzą zajęci sobą. Kompletnie nie mogę na nich liczyć. Z tą śmiercią ganiamy się wokół tego wielkiego, zielonego tapczanu moich rodziców, na którym oni leżą i nie widzą co się wokół nich dzieje a ja, dziecko uciekam przerażona i samotna przed kostuchą. Boję się, że może nie starczyć mi sił.

S. napisała kiedyś do mnie:
...teraz zresztą na co innego zwracam uwagę, to są bardzo dawne sny, one wiedzą o różnych przyszłych sprawach na kilkanaście lat naprzód, ale to jest wcześniej niezrozumiałe, kiedy nie ma jeszcze nic rozpoznawalnego… no i ta ich żelazna konsekwencja:) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz