Śniłam nad ranem dość wyraźny sen. Jechałam z M. samochodem,
on prowadził. Droga była dwupasmowa, zwykła, taka jak przez wioski. W pewnym
momencie jakieś inne samochody były na drodze, któryś stał na poboczu, jakieś drobne
zamieszanie. M. zamiast skręcić, bo tak prowadziła droga, pojechał prosto i samochód
z impetem wjechał w bagno. Od razu do
połowy w nim się znalazł. Szybko udało mi się wydostać z pojazdu, choć wyglądało
to wszystko groźnie i beznadziejnie. Stałam na brzegu i nie miałam na sobie
najmniejszego śladu błota. Jednak M. nie
wysiadał, tylko z zapałem zaczął wyciągać fotele i podawać je mi. Ktoś jeszcze
stał przy mnie i pomagał. W śnie to było takie wykonalne, że samochód jest zamknięty,
kierowca na swoim miejscu i wyciąga siedzenia. Ja myślałam, że M. chce uratować
ten swój samochód albo choć jego część. Bagno wciągało coraz bardziej pojazd i
jego w nim. Za chwilę już się nie wydostanie i nikt nie będzie wstanie
mu pomóc. Straci życie, a to co ratował nie było tego warte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz