Sen o ślubie z 23 września 2016
Szykowałam się na własny ślub. To było tu i teraz, miałam pełną świadomość jak wyglądam. Myślałam o sukience, miała być koronkowa, biała, podkreślająca talię. Chyba niezbyt długa, raczej jak normalna sukienka, ciut za kolano? Myślałam też nad tą, w której brałam ślub, ale wiedziałam, że jej nie mam i że i tak wymagałaby przeróbek, bo byłaby za szczupła.
Skupiłam się w tym śnie nad wyjściem z kościoła. Chciałam by było naturalnie i żeby goście rzucali na szczęście coś właśnie naturalnego: listki, małe gałązki, jagody. Wtedy córka pokazała mi książkę a w niej ilustrację pokazującą jak wygląda suknia panny młodej gdy ją potraktować tak jak sobie planowałam. Widoczne były różowo-fioletowe plamki po jagodach z ligustru. Wyglądało to okropnie. Pomyślałam, że biedna taka panna młoda - tak ważny moment jej życia na trwale zniszczony. Doszłam do wniosku, że najlepszy będzie do tego rzucania ryż. Widziałam oczami wyobraźni dwa rodzaje nasion. Jedne długie, wąskie, kremowe, drugie krótsze, bardziej pękate, białe.
Skupiłam się w tym śnie nad wyjściem z kościoła. Chciałam by było naturalnie i żeby goście rzucali na szczęście coś właśnie naturalnego: listki, małe gałązki, jagody. Wtedy córka pokazała mi książkę a w niej ilustrację pokazującą jak wygląda suknia panny młodej gdy ją potraktować tak jak sobie planowałam. Widoczne były różowo-fioletowe plamki po jagodach z ligustru. Wyglądało to okropnie. Pomyślałam, że biedna taka panna młoda - tak ważny moment jej życia na trwale zniszczony. Doszłam do wniosku, że najlepszy będzie do tego rzucania ryż. Widziałam oczami wyobraźni dwa rodzaje nasion. Jedne długie, wąskie, kremowe, drugie krótsze, bardziej pękate, białe.
Uwagi dotyczące snu
Dzień wcześniej wracałam z małą ze szkoły. Od paru dni zbierała ona w drodze małe gałązki, listki, trawy by w domu zrobić z nich, jak to nazywała, "mikstury". Tym razem zerwała kilka jagód ligustru.
Powiedziałam by je wyrzuciła, bo to są trujące jagody. Choć się ich pozbyła, to na rączkach miała fioletowo-różowe plamki. Te plamki były takie jak na sukni panny młodej ze snu. Jeśli chodzi o kościół, to nie wyznaję żadnej religii, zatem jeśli już jestem w jakimś kościele, cerkwi itp, to z reguły jako turystka. W śnie kościół symbolizuje duchowość, duchowe centrum. (Coś co bardzo rzadko zdarza się w realu.)
Tak się złożyło, że będąc w Ciechocinku przechodziłam koło kościoła i wtedy wyszła para młoda, którą goście chyba obrzucili ryżem, zdążyłam zrobić fotkę. Pogoda była piękna, kościół piękny i ta para też taka mi się zdała.
Po obudzeniu pomyślałam, że ten sen oznacza jakieś pożegnanie, zamkniecie jakiegoś rozdziału w życiu i że to będzie niedługo, już zaraz. W tym śnie nie było pana młodego i żadnej myśli o nim.
24 września po południu stało się niespodzianie to co się stało. A sen ze swoją podpowiedzią, by nie było plamy, stał się cenną wskazówką.
Tuż wcześniej brałam udział w ustawieniach rodzinnych. Tutaj zostawiam krótką notatkę, by nie uleciały mi z pamięci pewne sprawy. Byłam z kimś w oddaleniu, ta osoba mnie nie widziała, byłam dla niej jak z mgły. Ona sama była nieobecna duchem, smutna. A mi bardzo na niej zależało, nie wiedziałam co zrobić by na mnie zwróciła swój wzrok. Podjęłam inicjatywę i to się opłaciło; podeszłam, wzięłam za ręce i... w końcu spojrzała na mnie, uśmiechnęła się. Przytuliłyśmy się, było dobrze.
Jako Przeszłość, która powinna być zamknięta i odejść, ja emanował tak dobą energią, i przyciągałam wzrok, że trzeba było zmienić ustawienie i na moje miejsce dać kogoś innego.:)
Jako Słońce potrzebowałam ogrzać się przy Ziemi (lewa strona). W tym ustawieniu dostrzegłam jaka Ziemia jest piękna. I uświadomiłam sobie, że moje serce potrzebuje ogrzania, ciepła, potrzebuje miłości. Bardzo.
Dzień wcześniej wracałam z małą ze szkoły. Od paru dni zbierała ona w drodze małe gałązki, listki, trawy by w domu zrobić z nich, jak to nazywała, "mikstury". Tym razem zerwała kilka jagód ligustru.
Powiedziałam by je wyrzuciła, bo to są trujące jagody. Choć się ich pozbyła, to na rączkach miała fioletowo-różowe plamki. Te plamki były takie jak na sukni panny młodej ze snu. Jeśli chodzi o kościół, to nie wyznaję żadnej religii, zatem jeśli już jestem w jakimś kościele, cerkwi itp, to z reguły jako turystka. W śnie kościół symbolizuje duchowość, duchowe centrum. (Coś co bardzo rzadko zdarza się w realu.)
Tak się złożyło, że będąc w Ciechocinku przechodziłam koło kościoła i wtedy wyszła para młoda, którą goście chyba obrzucili ryżem, zdążyłam zrobić fotkę. Pogoda była piękna, kościół piękny i ta para też taka mi się zdała.
Po obudzeniu pomyślałam, że ten sen oznacza jakieś pożegnanie, zamkniecie jakiegoś rozdziału w życiu i że to będzie niedługo, już zaraz. W tym śnie nie było pana młodego i żadnej myśli o nim.
24 września po południu stało się niespodzianie to co się stało. A sen ze swoją podpowiedzią, by nie było plamy, stał się cenną wskazówką.
Tuż wcześniej brałam udział w ustawieniach rodzinnych. Tutaj zostawiam krótką notatkę, by nie uleciały mi z pamięci pewne sprawy. Byłam z kimś w oddaleniu, ta osoba mnie nie widziała, byłam dla niej jak z mgły. Ona sama była nieobecna duchem, smutna. A mi bardzo na niej zależało, nie wiedziałam co zrobić by na mnie zwróciła swój wzrok. Podjęłam inicjatywę i to się opłaciło; podeszłam, wzięłam za ręce i... w końcu spojrzała na mnie, uśmiechnęła się. Przytuliłyśmy się, było dobrze.
Jako Przeszłość, która powinna być zamknięta i odejść, ja emanował tak dobą energią, i przyciągałam wzrok, że trzeba było zmienić ustawienie i na moje miejsce dać kogoś innego.:)
Jako Słońce potrzebowałam ogrzać się przy Ziemi (lewa strona). W tym ustawieniu dostrzegłam jaka Ziemia jest piękna. I uświadomiłam sobie, że moje serce potrzebuje ogrzania, ciepła, potrzebuje miłości. Bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz