Leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania. 

niedziela, 3 stycznia 2016

Powtórka czyli senna pomoc


Jeszcze w starym roku w sylwestra postanowiłam pozałatwiać różne swoje sprawy. Trzeba przyznać, że poszłam kompletnie nieprzygotowana. U lekarza rehabilitanta okazało się, że nie mam przy sobie ani skierowania (czekałam na wizytę pół roku), ani ostatniego zdjęcia rentgenowskiego na płytce zrobionego już po operacji. Pani doktor popatrzyła na mnie  i powiedziała, że bez skierowania nie przyjmie i niech poszukam w przyniesionej dokumentacji. Płytka została w domu przy kompie, a skierowanie w przezroczystej koszulce na łóżku. Na szczęście lekarz, który wypisywał mnie ze szpitala, dał mi cały komplet różnych skierowań między którymi było też skierowanie do poradni rehabilitacyjnej. Miałam też zdjęcie na papierze z tymi stabilizatorami, więc pani doktor mogła zobaczyć co było przed. Ponieważ powiedziałam, że za kilka dni wyjeżdżam do Wlenia, to wyznaczyła mi wizytę po moim powrocie i wtedy zdecyduje co do dalszych zabiegów. Pocieszyła mnie, że ta opuchlizna jeszcze zejdzie. No i jeszcze wspomniała, że ta moja tarczyca i moja nadwaga nie pomagają, na co ja, że to bardzo miłe z jej strony nazywać moją otyłość nadwagą. A wtedy spojrzała na mnie i zdecydowanym głosem oświadczyła: No, bez przesady!
Trzeba przyznać, że jej "nadwaga" była zdecydowanie pokaźniejsza od mojej.
Potem poszłam za ciosem w tym całym załatwianiu i pojechałam do przyszpitalnej poradni ortopedycznej, bo lekarz wystawiający mi skierowanie czegoś tam nie wpisał.  Udało się bez rejestracji i kolejki. Wpisał, a potem spojrzał na to skierowanie. Niewielki papier, na którym naniósł kolejną poprawkę, bo trzeba było zmienić datę - pieczątka i podpis, dwu kostkowe złamanie zamienić na trój kostkowe - pieczątka i podpis,  i dopisać oddział dzienny- znów pieczątka i podpis. Mam nadzieję, że teraz już będzie dobrze, a jak coś to zobaczymy się w Nowym Roku. I uśmiechnął się od ucha do ucha jak kot z "Alicji w krainie czarów".
Ciutkę mnie ten jego uśmiech prześladuje...
No a potem postanowiłam zawieść kolejne skierowanie do sanatorium do NFZ. Tutaj mąż popisał się refleksem, bo zanim dopytałam się w informacji gdzie, co i jak, on już dzierżył w przedniej łapce numerek do pokoju 21. Za chwilę weszłam, a miła młoda kobieta, zapytała kiedy i gdzie chcę jechać. I tu okazało się, że znowu  jestem nieprzygotowana tym razem na pytania. Wpierw powiedziałam, że jak będzie ciepło, to ona: czerwiec? lipiec? sierpień? To w lecie też są sanatoria? - pomyślałam jak ta głupia. I jeszcze pomyślałam, że w sierpniu córa będzie już po obronie pracy. Zatem stanęło, że sierpień. Gdzie? Wyszeptałam: nad morze. -Dobrze, Kołobrzeg mamy w ofercie. I już widziałam siebie spacerującą po ciepłym nadmorskim piasku, kiedy głos wewnętrzny szepnął: pamiętaj! - Ciechocinek. Więc ja, że może Ciechocinek, bo basen, okłady z borowiny, solankowe kąpiele i....  to już pomyślałam: i sen-drogopwskaz.
Dzisiaj mija druga rocznica śmierci Widuna. Jego blog dalej fruwa w internetowej przestrzeni, ale ja na wszelki wypadek nie będę linkować, tylko  zamieszczę sobie raz jeszcze Widuna sen i naszą wymianę myśli sprzed równo 8 lat.

Widun:
 ...śnił mi się Ciechocinek, uzdrowisko znane mi tylko z nazwy i z wielu opowiadań zachwyconej solną kuracją ciotki. Nie mam solonego pojęcia w jakim celu tam sennie powędrowałem, ale chyba wolno mi pofantazjować na ten temat. Po mieście oprowadzała mnie nieznajoma kobieta, która opisywała zalety uzdrowiska, ale ostrzegła mnie, że jeśli nie nazywam się Ciechociński, to nie mam wielkich szans na znalezienie miejsca dla siebie. „Każdy kto tu przychodzi na leczenie ma takie nazwisko,” dodała z uśmiechem. Moja przewodniczka nie zabrała mnie do jaskini solnej, gdzie mógłbym poddać się speleoterapii, oddychając solnym aerozolem , co by z pewnością pomogło moim biednym oskrzelom. Czy mój senny „ciechocinek” był ostrzeżeniem, że mój organizm domaga się soli? A może mój anioł-dozorca zaprowadził mnie na kurację do jednego z tych rajskich ciechocinków? Na wszelki wypadek przeszukałem zasoby gugla i znalazłem dwie pięknie brzmiące rośliny z parku w Ciechocinie: miłorząb dwuklapowy i soliród zielny. Ten pierwszy budzi we mnie różne niecne skojarzenia i pomysły, ale soliród surowo ostrzega przed nadużywaniem miłorząbu, zwłaszcza w dwuklapowej wersji. W pobliżu Wzgórza Pierwiosnków rośnie ten pięknie zwany miłorząb, którego dziwne liście nawet sobie zasuszyłem. Anglicy nazywają to drzewo gingko biloba – jest to gatunek jednego z najstarszych gatunków drzew, które zadrzewiały ziemię 260 mil. lat temu. Na wszelki wypadek wsypię dziś do kąpieli dwuklapową dozę soli mineralnej i włożę pod poduszkę liść miłorząbu. Wprawdzie nie z Ciechocinka, ale liczą się dobre zamiary, nie?

02.12.2008
ja:
Hm… to oczywiście Twój sen, ale… opowiadając go światu niejako staje się on wszystkich, zresztą sny tak naprawdę nie mają właścicieli…:) Może takie moje skojarzenie. Ta kobieta zwraca uwagę na nazwisko czyli też nazwę, coś do czegoś musi pasować. Ciechocinek to dla mnie uzdrowisko, takie pierwsze co przychodzi mi do głowy. A oto co znalazłam o pewnej nazwie wsi Ciechr, cytuję: Po raz pierwszy z nazwą tej miejscowości spotykamy się w dokumencie królewskim Bolesława Śmiałego wystawionym dla klasztoru benedyktynów w Mogilnie z roku 1065. Nazwa wsi zapisana została w języku staropolskim, Cechre. Jak łatwo zauważyć współczesny zapis tej nazwy nie uległ daleko idącym przeobrażeniom. Pomiędzy pierwszymi dwoma literami przybyło "i" a końcową literę "e" zastąpiono literą z. Tak, więc współcześnie zapisujemy tą nazwę w formie Ciechrz.
Poszukując etymologicznego znaczenia tego słowa znajdujemy je w wyrazie "cieszyć" i wywodzącym się z niego wyrazie pocieszać, od nich ciecha jako człon wyrazów pociecha, uciecha, z kolei dalsze wywodzące się z nich słowa to ucieszny, cieszyciel, czyli dzisiejszy pocieszyciel. Człon nazewniczy ciech - znajdujemy w imiennictwie, czyli imionach takich jak Wojciech, Sieciech, z którego Szwieciech – Wszeciech, czy nazwach miejscowych: Ciechanowiec, Ciechanów, Ciechocin, Ciechocinek, Cieszyn, w końcu i nasz Ciechrz. Zdawałoby się, że na tym można byłoby już zakończyć wywód nazwy miejscowej Ciechrz, gdyby nie ten pierwszy zapis z 1065 r. Cechre, który zdaje się odnosić do słowa Cech – "kompania (rzemieślników)", z niemieckiego Zeche, słowo również znaczące tyle samo, co "kompania". Dlatego też tą pierwotną nazwę należałoby odnieś właśnie do słowa Cech, czyli do określenia grupy mieszkańców pierwotnej osady Ciechrz, zajmującej się jakąś dziś bliżej nieznaną czynnością zawodową świadczoną na rzecz grodu książęcego lub pobliskich grodów, granicznego w Rzadkwinie (Rodequino) i zaporowego dla Kruszwicy w Stodolsku (Stodólnie).
Pomijając zmiany w pisowni przyjmijmy nazwę miejscową Ciechrz jako tą wywodzącą się od słowa Ciecha, czyli miejsca radosnego zamieszkałego przez takąż ludność.
Hm… Stefanie, czy chodzi o osoby, które potrafią się cieszyć życiem i współpracować. To wtedy powstaje uzdrawianie? hm… :)))) pozdrawiam ciepło
02.12.2008
Widun:
...wspaniale to zrobiłaś naprowadzając mnie na etymologię senną, co powinienem był zrobić sam, ale jakoś nie przyszło mi do łba. To było pocieszne pocieszenie od moich Przewodników którzy skorzystali z uczynności ezoterycznej gosposi. Przewodniczka we śnie była jasnym symbolem. Nazwisko znaczy że trzeba przestawić Ego na radość, pocieszanie i współpracę z „uzdrowiskiem mądrości ziemskiej - sól jest tu symbolem. Mnie się „Ciecho” kojarzył ze słowem „cichy”, bo ciecha i cisza mają wspólny źródłosłów. Ciepło pozdrawiam w mroźno-słoneczny dzień i dziękuję za senną pomoc.

4 komentarze:

  1. Wszystkiego co dobre w Nowym Roku życzę.

    PS. Jak noga?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki śliczne, zastanawiałam się czego życzyć sobie i innym, bo przeważnie to życzyłam zdrowia i miłości, uważając że całą resztę można kupić, ale ktoś mi uświadomił, że na Titanicu mieli i zdrowie, i miłość, i co tam jeszcze, ale jak zabrakło szczęścia to...Zatem życzę szczęścia:)
      PS Noga do rehabilitacji.

      Usuń
  2. Dziękuję za życzenia. Także życzę szczęścia i radości, bo tak życzę najczęściej. Radość i szczęście to bliźnięta syjamskie.
    Jako osoba, która miała kilka lat temu poważną kontuzję nogi, polecam poradę, którą sam - niestety - zlekceważyłem. Regularny pedicure, chodzi o to, że mniej używamy chorą nogę, cały nacisk podświadomie bierze zdrowa noga, naskórek się tak nie ściera. Proszę mi wierzyć, że to była mądra porada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, to bardzo dobra porada, mam do dyspozycji teraz osobistego podologa, siostrzenica mnie odwiedziła i bardzo dba o moje obie stopy. Pozdrawiam z zaśnieżonego Wrocławia.

      Usuń