Listopad jak październik. W miarę ciepło. A w lesie jeszcze cudnie, jeszcze złoto, urokliwie. Byłam w tamtą sobotę. Przypomniał mi się ten wiersz Jasnorzewskiej, nie tylko że tak jesiennie, ale... Zrobiłam zdjęcie tabletem.
Brzozy są jak złote wodotryski.
Zimno jest jak w ostatnim liście.
A słońce jest jak ktoś bliski,
który ziębnie i odchodzi. Lecą liście...
Tamtej nocy miałam sen. Jestem Pod Dębami, to takie miejsce gdzie kiedyś często spędzaliśmy weekendy i urlopy, i jest ze mną córka. Przyjechała do mnie w odwiedziny, ale musi wracać w tym samym dniu do domu. Mój ojciec chce ją zawieść do Wrocławia, ale ona nie chce. Dociera do mnie dlaczego; uważa, że kiepski już z niego kierowca i dlatego nie zgadza się z nim wracać, choć głośno nie mówi dlaczego. Przekonuje mnie, że sama da sobie radę, abym się o nią nie martwiła. A ja zastanawiam się jak ma dostać się na przystanek autobusowy, bo nie chcę by sama szła koło lasu. Dociera do mnie, że mam chorą nogę, więc moja pomoc odpada. Nie odprowadzę jej. Może ktoś, jakiś przyjezdny odwiózł by ją na przystanek? W tym śnie mam takie pluszowe zwierzątko, taki niby piesek czy łasiczka. I tak jest zrobione, że jak je odpowiednio nacisnę, to przytula się do twarzy, łasi i wygląda jak żywe. To wzbudza w innych takie rozbawienie, a mi sprawia przyjemność.
Widzę na tle jasnego, takiego lekko różowego nieba, ptaki, to piękna sowa, biała z nakrapianymi brązowymi plamkami, i jastrząb czy też orzeł. Ptaki są ogromne, ja boję się o tego pluszaka i okazuje się że mam też prawdziwego pieska yorka, biegnę i krzyczę na te ptaki, wymachuję rękami by nie porwały moich zwierzaczków. Ale te ptaki rzucają się w powietrzu na siebie i zaczynają zajadle walczyć. Siły są wyrównane. Dostrzegam jeszcze, że wysoko, wysoko nad nimi też krąży jakiś drapieżny ptak, ale nie zwraca na walczących uwagi, emanuje od niego spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz