Jestem opiekunką kilkuosobowej grupy dzieciaków. Rocznikowo to szkoła podstawowa, w przedziale 9-11 lat. To niby kolonie, wycieczka, łono natury. Jest ze mną też jakiś chłopak. Rozkwita między nami uczucie, ja jestem w tym śnie w wieku tego chłopaka. Gdzieś na dnie duszy była we mnie obawa przed męskością, brak zaufania, ale tu żywo odczuwam, że jestem kochana, że jest to prawdziwe uczucie. Co chwilę całujemy się i sprawia nam to ogromną radość. Jest tak jak czasem widzi się na filmach, że para się całuje a kamera krąży i ma się wrażenie, że to ta para tak się obraca. A w śnie to my się tak obracamy, to z radości, z poczucia szczęścia, które nas rozpiera. Pojawia się przed nami porośnięta zieloną trawa spora skarpa. Jedno czy dwoje dzieci zbiega w dół, widać ścianę sporego zagajnika w oddali. Chłopak jest zaniepokojony, ostrzega, że z tego lasu mogą wybiec dziki. Trochę mam obawy, ale wypada mi małe okrągłe lusterko i toczy się w dół, więc zbiegam po tej trawie za nim, mam w sobie jeszcze to uczucie radości, które dodaje mi skrzydeł i odwagi. Gdy jestem na dole zastanawiam się jak bezpiecznie dzieciaki zabrać do góry, rozglądam się za innym, mniej stromym wejściem.
Z całego snu najbardziej przemówiło do mnie to jak bardzo odczułam to pierwsze zakochanie, pełne siły i delikatności, jak mnie ono uwzniośliło, jak było piękne. Jak bardzo spragniona byłam pocałunków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz