Nagły i niespodziewany urlop jak dar niebios. Szybka decyzja i... tydzień pod namiotem w moim urokliwym zakątku pozostawił ślady na skórze w postaci opalenizny przesiąkniętej zapachem ogniska i kilku czerwonych komarowych bąbli. A na duszy... zielono mi. Tylko 16 km od Wielkiego Miasta, a co rano budziły mnie swym przenikliwym krzykiem-powitaniem przelatujące trzy żurawie. Zimorodki jak małe śmigające nad wodą pociski mieniącego się turkusu, znikały tak szybko jak się pojawiały. Para dostojnych śnieżnobiałych łabędzi tkwiła na środku jeziora niczym ozdoba na weselnym torcie. Rybitwy długimi i rozdwojonymi ogonami delikatnie muskały niebo. Trzciniak nonszalancki akrobata kołysał się na cienkim listowiu. Matka łyska wodziła swe małe co jakiś czas wydając ostrzegawczy dźwięk jak nienaoliwione drzwi w starym zamczysku. Gruba jaszczurka ciekawie mi się przyglądała, przechylając zalotnie główkę, a zaskroniec patrolował swój teren szybko przepływając i zmuszając żaby do ucieczki. Wieczorem zaś ukazywał się nietoperz nad taflą wody, swym lotem przypominając dobrze wstawioną jaskółkę. A rozgrzane słońcem cudowne lenistwo było zaś moim udziałem.
Leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania.
środa, 24 lipca 2013
Leniwiec na łonie natury
Nagły i niespodziewany urlop jak dar niebios. Szybka decyzja i... tydzień pod namiotem w moim urokliwym zakątku pozostawił ślady na skórze w postaci opalenizny przesiąkniętej zapachem ogniska i kilku czerwonych komarowych bąbli. A na duszy... zielono mi. Tylko 16 km od Wielkiego Miasta, a co rano budziły mnie swym przenikliwym krzykiem-powitaniem przelatujące trzy żurawie. Zimorodki jak małe śmigające nad wodą pociski mieniącego się turkusu, znikały tak szybko jak się pojawiały. Para dostojnych śnieżnobiałych łabędzi tkwiła na środku jeziora niczym ozdoba na weselnym torcie. Rybitwy długimi i rozdwojonymi ogonami delikatnie muskały niebo. Trzciniak nonszalancki akrobata kołysał się na cienkim listowiu. Matka łyska wodziła swe małe co jakiś czas wydając ostrzegawczy dźwięk jak nienaoliwione drzwi w starym zamczysku. Gruba jaszczurka ciekawie mi się przyglądała, przechylając zalotnie główkę, a zaskroniec patrolował swój teren szybko przepływając i zmuszając żaby do ucieczki. Wieczorem zaś ukazywał się nietoperz nad taflą wody, swym lotem przypominając dobrze wstawioną jaskółkę. A rozgrzane słońcem cudowne lenistwo było zaś moim udziałem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tak to jest, że niespodziewane imprezy są najfajniejsze. Prawdziwe cuda opisujesz. Sny nie dorastają do pięt rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Och, Zenza, po co rzeczywistości kazać rywalizować ze snami? Jedno i drugie bywa piękne i magiczne. Miłych i pełnych cudów snów Ci życzę, niech się harmonijnie splatają z rzeczywistością. Jak wytrawni kochankowie;)*
OdpowiedzUsuńPiekne! Zapomnialam jakie piekne moze byc zycie nad jeziorem...piekne zdjecia! Cudnie jak sie tak obraz odbija w wodzie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!