Sen z 17 marca 2010, zapamiętany fragmentarycznie.
Jestem na zajęciach z jogi. Coś wspominać chcę instruktorce o moim niedomaganiu, ale z lekkim zdziwieniem zauważam, że mogę wykonać ćwiczenia, których przedtem nie potrafiłam. W siadzie prostym z rozłożonymi nogami robię skłony i bez problemu czołem dotykam podłogi. Jestem bardziej giętka niż myślałam. Po bólu nogi i powłóczeniu nie ma śladu. Nie ma się na dobrą sprawę na co skarżyć.
Jestem w jakimś domu, coś jak górskie schronisko, kilka pomieszczeń-pokoi. Ale to okazuje się być mieszkaniem mojej instruktorki jogi. Taki dom otwarty, są jacyś jej znajomi. Ja wcześniej znajduję jakiś ozdobny futerał, jakby z laki, bardzo ładny, a potem chyba taki miecz (nóż?) samurajski, ale jest on taki mniejszy. Ale w śnie to uważam za normalne. Ten futerał jest od tego miecza. A Basia jest smutna, zaaferowana, czegoś szuka w tym domu, a jednocześnie próbuje zająć się gośćmi. Kiedy orientuję się, że to co zgubiła to jest to co ja znalazłam, bez namysłu oddaję. Nie ma we mnie żalu, choć wcześniej cieszyłam się ze znaleziska. Teraz widzę jaką ulgę odczuwa moja instruktorka. Daje mi to i zadowolenie i radość.
Jestem w jakimś domu, coś jak górskie schronisko, kilka pomieszczeń-pokoi. Ale to okazuje się być mieszkaniem mojej instruktorki jogi. Taki dom otwarty, są jacyś jej znajomi. Ja wcześniej znajduję jakiś ozdobny futerał, jakby z laki, bardzo ładny, a potem chyba taki miecz (nóż?) samurajski, ale jest on taki mniejszy. Ale w śnie to uważam za normalne. Ten futerał jest od tego miecza. A Basia jest smutna, zaaferowana, czegoś szuka w tym domu, a jednocześnie próbuje zająć się gośćmi. Kiedy orientuję się, że to co zgubiła to jest to co ja znalazłam, bez namysłu oddaję. Nie ma we mnie żalu, choć wcześniej cieszyłam się ze znaleziska. Teraz widzę jaką ulgę odczuwa moja instruktorka. Daje mi to i zadowolenie i radość.
Zastanawiam się, czy gdzieś już tego snu nie umieściłam, ale jeśli nawet to co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz