Leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania. 

niedziela, 11 grudnia 2011

Lojalność i koszmary

Dzisiaj drugi dzień ustawień rodzinnych. Ciekawości więcej niż obaw. Może napisałbym więcej, ale ostatnio jestem bardziej sensytywna, więcej odbieram informacji, odczuwam. Jak choćby to, że mój blog jest czytany  przez  osoby, które nie tylko są mi mało życzliwe, ale ciągle komentują między sobą co i jak. To nie jest miłe. Nawet zastanawiałam się w pewnym momencie czy blog zamknąć, ale przecież odczuwam też dużo przychylności i życzliwości. A to jest i cenne i bardzo potrzebne.:) A poza tym ktoś tu czegoś bardzo oczekuje, szuka, nie wiem czy znajdzie, bo trudno jest mi się otworzyć, gdy jest jak jest. Poza tym to do tego są właśnie ustawienia, by móc odsłonić maskę, uporać się z problemem... życie ostatnimi czasy daje mi kolejne doświadczenia, którym dałabym wspólny tytuł "Lojalność". Czym jest w życiu i co się dzieje gdy jest jej brak, jak poradzić sobie ze zdradą i jak przekuć bolesne doświadczenia w pozytywne wnioski... 
No tak, za chwilę trzeba się będzie szykować do wyjścia, a ja ciągle nie zapisałam snu sprzed kilku dni. Zatem... parę dni temu obudziłam się o czwartej dwadzieścia nad ranem. W sumie to obudził mnie przepełniony pęcherz i sen. Śniło mi się, że jestem w kuchni z moimi dziećmi (to przypominało kuchnię moich rodziców). Dzieci siedzą przy stole, córka i starszy syn (chyba). Pamiętam, że była ich dwójka. Stół jest przy ścianie w kącie z lewej strony. Stoję na wprost okna i robię dzieciakom wykład o wężach. W pewnym momencie z prawej strony pod sufitem przy zasłonce na karniszu dostrzegam małego, zielonkawo-seledynowego węża.  Przypominam sobie, że już go wcześniej gdzieś widziałam. Ma lekko wyłupiaste oczy i delikatny deseń na skórze. Opowiadam, że bywa niebezpieczny i atakuje z ukrycia. Mam w ręce fartuch kuchenny. I tym fartuchem uderzam tego węża, trochę tak jak uderza się uprzykrzoną muchę.  Wąż trzyma się ogonem karnisza, a potem z nagła atakuje, robiąc się większy i wyciągając się prawie na pół kuchni. Cofam się a dzieci są niemal skamieniałe z przerażenia. Wąż wbił zęby w fartuch, który ja puszczam.  Wąż znów jest mały, leży na środku kuchni wraz z tym fartuchem, a ja mam w głowie myśl, by w końcu zdeptać go i pozbyć się problemu. Ale nie robię tego. Budzę się. W kuchni urzędował mój starszy syn.  Obudził go koszmarny sen. Wysłuchałam, zapisałam. Ale o tym innym razem. Może...


2 komentarze:

  1. Na każdej ziemi są węże, motyle i inne urokliwe stwory, no, może nie na każdej, ale,na tych które ja znam ;)
    Pozdrawiam
    ps. jedynie śmierć uwolni nas od kontaktu z nimi, i kto wie, czy aby nas uwolni od nich .... :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, ślę uśmiechy:)))
    Awicco, czym bardziej myślę o tym zielonkawym wężu, tym bardziej mam wrażenie,że nie o zabijanie chodzi a właśnie o niezabijanie. W śnie nie uczyniłam temu stworzeniu krzywdy w momencie kiedy było najbardziej bezbronne, choć zastanawiałam się nad tym i nawet brałam pod uwagę by je zabić. Mam nadzieję, ba wierzę w to, że śmierć pozwala nam uwolnić się nie tyle od stworzeń różnej maści, ale od niewiedzy i błędnych informacji na ich temat.:))
    PS. Na razie jestem z jednej strony zmęczona i taka w zawieszeniu...i chyba można by to porównać doczekania na przystanku, gdzie już prawie zapuściłam korzenie i przychodzi uświadomienie,że pojazd nie przyjedzie, więc...
    Pozdrawiam Awicco.

    OdpowiedzUsuń