Leżę grzecznie w łóżku. Znaczy się choruję jak przyzwoity człowiek. Najstarsze dziecię pozwoliło, acz niechętnie, korzystać z jego laptopa. Zabieram się zatem za porządkowanie wspomnień tych snowych i z jawy, gdzie czasem te ostanie bardziej sen przypominają. Nawet znalazł się ktoś, kto zaczął z wielką energią krucjatę organizować w necie przeciwko mnie i mojej rodzinie, bo w jego ograniczonym racjonalnością umyśle wytresowanym przez "szkiełko i oko", wszystko czego nie widać i czego w szkole nie uczyli, tego nie ma. Gdyby ta osoba miała większą władzę i żylibyśmy w średniowieczu, to teraz ja i moi najbliżsi skwierczelibyśmy na jakimś stosie. Na szczęście czasy inne choć ludzi dalej łatwo podburzać. Poszukałam więc ciszy i schronienia na blogerze. Oby to był dobry wybór, bo nie mam ochoty na powtórne kontakty z tą wichrzycielką:)
To było wiele lat temu. Zrobiłam pierwszy stopień reiki i to reiki robiłam każdemu, kto tylko chciał. Przeczytałam wtedy książkę Jacka Skarbka i w jednym z rozdziałów było dosłownie na pół strony na temat dziecka wewnętrznego. Autor zachęcał by temu dziecku robić zabiegi reiki. Byłam na etapie eksperymentowania z tą energią, więc któregoś wieczoru zrobiłam taki właśnie zabieg. Córka miała wtedy jakieś dziewięć lat. Był wieczór, leżała na tapczanie, kiedy uniosłam dłonie nad jej brzuchem i poprosiłam o reiki dla jej dziecka wewnętrznego. Energia poszła. W pewnym momencie córka spytała:
-Mamo, co ty robisz z moim brzuchem?
-Nic, nawet go nie dotykam, a co?
-No bo czuję jak cały się rusza.
Zdziwiłam się, przerwałam zabieg. Nie rozumiałam co mogło się stać, książka o czymś takim w ogóle nie wspominała. Na drugi dzień o coś spytałam córkę, odpowiedziała mi, ale gdy jeszcze o coś spytałam, odpowiedziała tak jakoś sarkastycznie.
-Wiesz mamo, ja nie wiem co się stało, ale ja te odpowiedzi widzę jako takie obrazy. Jak pytasz, czy dobrze by było pogłębić znajomość ziół, to ja widzę taką trochę pokraczną babuleńkę jak zbiera te zioła na łące. To znaczy tak, ale to takie... sama przyznasz, trochę złośliwe takie jest.
-Skąd te obrazy płyną do ciebie?
Chwila zastanowienia i…
-Widzę go… to taki niby krasnal, niby gnom.
Serce zabiło mi mocniej. Pomyślałam: Boże, z czym ma doczynienia moja córka, czego dotykam?! Poczułam niepokój, tym bardziej, że znikąd odpowiedzi. Przemyślałam sprawy, trochę porozmawiałam sama ze sobą. W końcu powiedziałam do córki:
-Masz jeszcze kontakt z tym gnomem?
-Tak.
Popatrzyłam dziecku w oczy i powiedziałam:
- Przekaż, że choć nie wiem kim jest to go kocham, bo jest częścią ciebie.
W tym momencie oczy córki zrobiły się ogromne, po czym rozpłakała się głośno, zakryła twarz dłońmi, a jej ciałem wstrząsał dreszcz. Kiedy się uspokoiła, powiedziała do mnie:
-Mamo, to nie jest gnom. To… mały chłopiec.
Zdziwiłam się, przerwałam zabieg. Nie rozumiałam co mogło się stać, książka o czymś takim w ogóle nie wspominała. Na drugi dzień o coś spytałam córkę, odpowiedziała mi, ale gdy jeszcze o coś spytałam, odpowiedziała tak jakoś sarkastycznie.
-Wiesz mamo, ja nie wiem co się stało, ale ja te odpowiedzi widzę jako takie obrazy. Jak pytasz, czy dobrze by było pogłębić znajomość ziół, to ja widzę taką trochę pokraczną babuleńkę jak zbiera te zioła na łące. To znaczy tak, ale to takie... sama przyznasz, trochę złośliwe takie jest.
-Skąd te obrazy płyną do ciebie?
Chwila zastanowienia i…
-Widzę go… to taki niby krasnal, niby gnom.
Serce zabiło mi mocniej. Pomyślałam: Boże, z czym ma doczynienia moja córka, czego dotykam?! Poczułam niepokój, tym bardziej, że znikąd odpowiedzi. Przemyślałam sprawy, trochę porozmawiałam sama ze sobą. W końcu powiedziałam do córki:
-Masz jeszcze kontakt z tym gnomem?
-Tak.
Popatrzyłam dziecku w oczy i powiedziałam:
- Przekaż, że choć nie wiem kim jest to go kocham, bo jest częścią ciebie.
W tym momencie oczy córki zrobiły się ogromne, po czym rozpłakała się głośno, zakryła twarz dłońmi, a jej ciałem wstrząsał dreszcz. Kiedy się uspokoiła, powiedziała do mnie:
-Mamo, to nie jest gnom. To… mały chłopiec.
Ja go nie widziałam, ale ona bez problemów. Tak poznałam pierwsze dziecko wewnętrzne. Chłopiec okazał się bardzo wesoły i miał ogromną chęć pomagania nam, widać też było, że czerpie z tego ogromną satysfakcję. Miał dostęp do zasobów całej wiedzy, do takiej jakby ogromnej biblioteki, a informacje najczęściej przekazywał za pomocą obrazów. Tak zaczęła się też moja znajomość ziół, bo wystarczyło bym pokazała córce jakąś roślinę, a ona bezbłędnie określała jej właściwości. I to często takie, których trudno by było doszukać się w książkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz