Tiaa... można prosić o pomoc, wsparcie.
Parę dni temu zadzwoniłam do osoby, która, tak mi się wydawało, wesprze mnie słowem. 20 minut rozmowy, które można wrzucić do wygódki. Zero słuchania ze zrozumieniem, zero empatii. Osoba miała coś z rycerza - zakuty łeb. Postanowiłam wykasować jej numer z telefonu. Po całodobowym mierzeniu ciśnienia holter wykazał na ten czas ciśnienie 200/100. Pielęgniarka spytała co też ja robiłam w tym czasie. Cóż - wpierw poprosiłam o wsparcie, a potem wymiatałam ślady tej osoby ze swego życia. I przy tej drugiej czynności ciśnienie zaczęło się normować.
Najważniejsze bym miała odwagę poprosić jeszcze kiedyś o pomoc, ale jednocześnie widziała, że to nie zawsze kończy się tym, że ją otrzymam. Trzeba nauczyć się spokojnie żyć z rozczarowaniem.