Trzy dni temu nagle przypomniałam sobie sen, który miałam dziesięć lat temu i który,
nie przeczę, zrobił na mnie duże wrażenie. Ale okazało się, że
nie zrozumiałam jego przekazu, mimo że konsultowałam sen z osobą,
które kiedyś z uczyła mnie interpretacji snów. Zaskoczenie, błysk wiedzy i
zaraz myśl: jak mogłam tego nie zrozumieć?! Przecież to takie
proste! Zrozumienie niesie ulgę i takie coś miłe, takie
NARESZCIE.
A oto sen sprzed dekady:
Dostrzegam
konia, który wpadł do bardzo głębokiego rowu, takiej koleiny
wypełnianej grząskim błotem. Widać tylko przednie nogi i szyje z
głową zwierzęcia. Jego przerażone oczy. Szarpie się z całych
sił by się wydostać, ale nie ma szans. Nikt nie zwraca uwagi na
to, jedynie ja przez chwilę obserwuję te zmagania, a potem już
zajęta jestem czymś innym. Ta sytuacja się powtarza, w pewnym
momencie koń cały zanurza się w błocie, ale udaje mu się
wypłynąć i znowu bezskutecznie się szarpie. Nawet przemyka mi
przez głowę myśl, że lepiej by jak najszybciej skończyła się
dla niego ta gehenna, że ta wola przetrwania i siła przedłuża
męczarnię i wtedy się budzę. Pierwsze to jestem zaskoczona, że
nic w tym śnię nie robię by ratować tego pięknego konia, ten
brak zaangażowania jakbym nie umiała czy też nie wierzyła, że
coś można zrobić. Wiem, że trzeba zorganizować pomoc, bo sam
sobie nie poradzi. Wracam do snu, jestem świadoma, śnię świadomie.
Pojawia się helikopter z przeszkoloną załogą. Jest gruba, żółta
lina, uprząż czerwona i niebieskoszare pasy. Wiem, że ta gęsta
topiel jest niebezpieczna dla ludzi, trzeba jednak założyć na
konia te pasy. Zastanawiam się jak to zrobić.
W
necie szukałam zdjęcia, które pokazywałoby konia w topieli. I
znalazłam film z Australii. Prawdziwą historię.
Tyle,
że mój koń miał ciemniejszą sierść. I nie był spokojny,
walczył, i nie miał przy sobie nikogo, kto by go wspierał.
Rdzenni
mieszkańcy Australii Aborygeni uważają, że jawa i sen mają
wspólne ścieżki. Ja to wiem i w to wierzę.
Pamiętam, że
najbardziej wstrząsnął mną po przebudzeniu widok tych pięknych oczu tego zwierzęcia,
strach w nich, błaganie o pomoc, a jeszcze bardziej ta moja
nieczułość, obojętność. Pamiętam, że po przebudzeniu miałam
taką myśl, że to nie pasuje kompletnie do mnie, że to nie ja. I
właśnie taki jest przekaz, weszłam w kogoś, sen to umożliwił.
Mogłam poznać jego uczucia, reakcje. Choć były mi kompletnie
obce. Słowem sen zastosował ustawienia systemowe. Mam obawy, że byłam w śnie osobą, która kiedyś pomagała mi sen zrozumieć, ale jak mogła pomóc, skoro w życiu okazała się bezduszna i postanowiła spokojnie patrzeć jak się szarpię i tonę w tym bagnie, który zgotowali mi najbliżsi? A tym koniem byłam ja. I to ja, już w świadomym śnie
postanowiłam sama siebie uratować.
Wczoraj,
kiedy twoje imię
ktoś
wymówił przy mnie głośno,
tak
mi było, jakby róża
przez
otwarte wpadła okno.
Dzisiaj
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża
? Jak wygląda Róża?
Czy
to kwiat ? A może kamień ?