Pamiętam
jak Jackowski mówił, że rok 2018 to ostatni rok spokoju i
wieszczył jakąś światową wojnę. Kiedy minął rok 2018 a potem
trwał rok 2019, a wojny nie było, Jackowski twierdził, że to już
jest, ze zaczęło się niewidoczne dla ludzi to coś, to zarzewie,
we wrześniu 2019 i z początkiem roku 2020 zacznie się dla świata
ukazywać. W październiku 2019 Jackowski, to ciekawe, doszukiwał
się tej wojny na bliskim wschodzie, gdzie zachowania Turcji mogły
stać się faktycznie zarzewiem militarnych działań może nawet
USA. I tu Jackowski upatrywał tego o czym mówił wcześniej.
Pamiętam jak użył słowa masakra, i to masakra na ludności
cywilnej. No cóż, nie dziwię się mu, bo słowo wojna najczęściej
zarezerwowane jest dla działań ludzi przeciwko ludziom. Kiedy
koronawirus ruszył do Europy, jasnowidz jasno nie widział, że to
co wieszczył właśnie się ziszcza. Ba, na początku marca 2020
jeszcze wyśmiewał obawy Polaków, by za kilkanaście dni już mówić
inaczej nie kryjąc swego zaskoczenia i niepokoju. Jaki wniosek z
tego? Nie warto dopasowywać za wszelką siłę swojej przepowiedni
do realiów. Nie trzeba przekonywać innych, że ma się dar, kiedy
się go ma. Natomiast uzmysłowić sobie należy, że czasem te
przepowiednie mogą przerosnąć nasze wyobrażenia. Słowo wojna zaś
to nie koniecznie wojna powszechnym rozumieniu. Czasem przeciwnik
jest mikroskopijny i niewidoczny. I nie interesują go tereny, dobra
materialne, zdobycze technologiczne. Nie posiada broni. Nie można
podpisać z nim paktu o nieagresji.
W
grudniu 2011, opuszczając swoją rodzinę na wigilię, gdyż wirus
kłamstw, oszust, nielojalności i bezwzględności coraz mocniej się
szerzył, zostawiłam do nich list. Pamiętam, że pisząc go
doznałam nagle bardzo silnego przeświadczenia, coś istotnego
zostało mi przekazane, a to przekazałam rodzinie w liście: „ Na
sam koniec. Sytuacja z dziadkami to w sumie pikuś do tego co w
przyszłości nas czeka. To jedynie małe lusterko by przyjrzeć się
jak rodzina funkcjonuje. Nie wiem kiedy, nie wiem co się wydarzy,
ale wiem jedno – będziemy
wystawieni na coś bardzo trudnego.
Jeśli
teraz wygląda to jak wygląda, cóż po prostu nie przetrwamy.
Jestem bez Was nie dlatego, bo nie szanuję i nie kocham i się
odwróciłam. Jestem bez Was, bo właśnie kocham i szanuję. Ale to
jedyny dzień i jedyny sposób jaki przyszedł mi do głowy, by coś
ważnego zasygnalizować.[...]
P.S.
Najchętniej obejrzałabym z rodziną taki anonimowy film o
wdzięcznym tytule ”Iniemamocni” .
W
liście była ta pogrubiona kursywa. Film obejrzałam sama spędzając
wigilię i święta w samotności. Nikt nie zadzwonił. Potem cóż,
wirus obojętności przekształcił się w wirusa okrucieństwa i jak
powiedział mój lekarz, we wspieranie i uznawanie za normę czegoś
czego absolutnie nie wolno za normalne uznać. Kwintesencję tego mogłam pozna 6
lutego w sądzie, gdzie moja matka zeznawała jako świadek powoda. Nie
przyszło mi do głowy, że po złożeniu przysięgi będzie przez
godzinę kłamać. Powiedziała tylko jedno prawdziwe zdanie, gdy
sędzia spytała, czy ja zawsze byłam taka harda, powiedziała, że
były kiedyś ze mnie takie ciepłe kluski. Cóż dodać, tylko to,
że
leczenie
się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania.
Kluskami już nie jestem, za to ciągle pozostałam ciepła.;)
obrazek stąd https://sprawdzonakuchnia.pl/kluski-slaskie/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz