Leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania. 

sobota, 4 kwietnia 2020

Jak Jackowski nie zrozumiał co wieszczy jasnowidz Jackowski i o ciepłych kluskach zwierzeń parę

Swoim starym sposobem wzięłam z półki na chybił trafił książkę i otwarłam też na chybił trafił. Fragment z opowiadania Williamasa Forresta brzmiał: „Apacze wysoko cenili widzenia - sądzili, że pewni ludzie je miewają. W istocie miewało je niewielu. Widzeniom łatwo dawano wiarę. Wszyscy pragnęli wierzyć w ich prawdziwość”. Moim zdaniem zdolność jasnowidzenia przejawiają wszyscy ludzie, w większym bądź mniejszym stopniu. Co z tym zrobią zaś to już inna sprawa. Większość pragnie poznać przyszłość. I wielu faktycznie pragnie zawierzyć jasnowidzom. A czasem najbardziej oni sami sobie. Co do daru jasnowidzenia jaki prezentuje Krzysztof Jackowski nie trzeba mnie przekonywać. Wiem, że go ma. Natomiast on sam czasami bardzo stara przekonać do tego innych i samego siebie. No i powstaje wtedy z tego przewrotna historia choć dotyczy poważnych spraw.
Pamiętam jak Jackowski mówił, że rok 2018 to ostatni rok spokoju i wieszczył jakąś światową wojnę. Kiedy minął rok 2018 a potem trwał rok 2019, a wojny nie było, Jackowski twierdził, że to już jest, ze zaczęło się niewidoczne dla ludzi to coś, to zarzewie, we wrześniu 2019 i z początkiem roku 2020 zacznie się dla świata ukazywać. W październiku 2019 Jackowski, to ciekawe, doszukiwał się tej wojny na bliskim wschodzie, gdzie zachowania Turcji mogły stać się faktycznie zarzewiem militarnych działań może nawet USA. I tu Jackowski upatrywał tego o czym mówił wcześniej. Pamiętam jak użył słowa masakra, i to masakra na ludności cywilnej. No cóż, nie dziwię się mu, bo słowo wojna najczęściej zarezerwowane jest dla działań ludzi przeciwko ludziom. Kiedy koronawirus ruszył do Europy, jasnowidz jasno nie widział, że to co wieszczył właśnie się ziszcza. Ba, na początku marca 2020 jeszcze wyśmiewał obawy Polaków, by za kilkanaście dni już mówić inaczej nie kryjąc swego zaskoczenia i niepokoju. Jaki wniosek z tego? Nie warto dopasowywać za wszelką siłę swojej przepowiedni do realiów. Nie trzeba przekonywać innych, że ma się dar, kiedy się go ma. Natomiast uzmysłowić sobie należy, że czasem te przepowiednie mogą przerosnąć nasze wyobrażenia. Słowo wojna zaś to nie koniecznie wojna powszechnym rozumieniu. Czasem przeciwnik jest mikroskopijny i niewidoczny. I nie interesują go tereny, dobra materialne, zdobycze technologiczne. Nie posiada broni. Nie można podpisać z nim paktu o nieagresji.
W grudniu 2011, opuszczając swoją rodzinę na wigilię, gdyż wirus kłamstw, oszust, nielojalności i bezwzględności coraz mocniej się szerzył, zostawiłam do nich list. Pamiętam, że pisząc go doznałam nagle bardzo silnego przeświadczenia, coś istotnego zostało mi przekazane, a to przekazałam rodzinie w liście: „ Na sam koniec. Sytuacja z dziadkami to w sumie pikuś do tego co w przyszłości nas czeka. To jedynie małe lusterko by przyjrzeć się jak rodzina funkcjonuje. Nie wiem kiedy, nie wiem co się wydarzy, ale wiem jedno – będziemy wystawieni na coś bardzo trudnego. Jeśli teraz wygląda to jak wygląda, cóż po prostu nie przetrwamy. Jestem bez Was nie dlatego, bo nie szanuję i nie kocham i się odwróciłam. Jestem bez Was, bo właśnie kocham i szanuję. Ale to jedyny dzień i jedyny sposób jaki przyszedł mi do głowy, by coś ważnego zasygnalizować.[...]
P.S. Najchętniej obejrzałabym z rodziną taki anonimowy film o wdzięcznym tytule ”Iniemamocni” .
W liście była ta pogrubiona kursywa. Film obejrzałam sama spędzając wigilię i święta w samotności. Nikt nie zadzwonił. Potem cóż, wirus obojętności przekształcił się w wirusa okrucieństwa i jak powiedział mój lekarz, we wspieranie i uznawanie za normę czegoś czego absolutnie nie wolno za normalne uznać. Kwintesencję tego mogłam pozna 6 lutego w sądzie, gdzie moja matka zeznawała jako świadek powoda. Nie przyszło mi do głowy, że po złożeniu przysięgi będzie przez godzinę kłamać. Powiedziała tylko jedno prawdziwe zdanie, gdy sędzia spytała, czy ja zawsze byłam taka harda, powiedziała, że były kiedyś ze mnie takie ciepłe kluski. Cóż dodać, tylko to, że
leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania. 
Kluskami już nie jestem, za to ciągle pozostałam ciepła.;)
obrazek stąd https://sprawdzonakuchnia.pl/kluski-slaskie/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz