Leczenie się ze współuzależnienia bardzo przypomina proces dojrzewania. 

czwartek, 15 października 2015

Znalezione nad morzem

Szykuje się rozstanie z przyjaciółką. Ale tylko na jakiś czas. Zatem chyba trochę na zapas robi dla mnie te relaksacje. 
Byłam nad morzem. Sama. Liczyłam, że może zobaczę Go w tej relaksacji, ale nie... i dobrze... bo było mi dobrze. Miałam coś tu znaleźć... ujrzałam kępę wodorostów wyrzuconą przez morze, a w niej bursztyn. Był piękny, przytuliłam go do policzka, czułam przenikające skórę ciepło. 

Potem idąc dalej poczułam, że palce nóg o coś zahaczyły. To był złoty łańcuszek ze złotym serduszkiem. Miało proste zapięcie, w środku można było schować coś co jest drogie sercu... zdjęcie Tej osoby, czy jej pukiel włosów. Na końcu relaksacji ujrzałam, coś na piasku. To była kosmetyczna. Pomyślałam, że znajdę w niej kosmetyki, ale nie. Ktoś ukrył w niej sporych rozmiarów chustę. Była lekka,  różowa, z bardzo delikatnego jedwabiu. Doszłam do wniosku, że kosmetyczka miała stanowić zabezpieczenie przed piaskiem. Chusta była piękna, niepowtarzalna. Namalowane były  piwonie, ich różowe kwiaty i zielone liście wyraźnie odcinały się od  jasnego tła. Przypominały mi japońskie rysunki. Wpatrywałam się w nią  w zachwycie. Mogła chronić głowę od wiatru i słońca, mogłam ją owinąć wokół szyi, narzucić na ramiona, czy też okryć nią biodra przepasują się nią w pasie. 

poniedziałek, 5 października 2015

Trzy kamienie

Zasugerowała, aby to zapisać, zatem...
To była relaksacja.  Czasem przeprowadza ją dla mnie moja przyjaciółka. To działa, jestem spokojniejsza, lepszy mam wgląd w swoje sprawy. Tym razem było troszkę inaczej. Może, aby mnie bardziej zrelaksować, zaproponowała zabawę. Miałam sobie wyobrazić, że mam w ręku worek czy też sakiewkę, a w niej kamienie i trzy wyciągam dla niej. Wyraźnie zobaczyłam  niedużą sakiewkę uszytą z czerwonego aksamitu. Ten kolor przypominał mi kolor wina i był piękny. Widziałam na materiale misterne hafty złotą nitką i skręcony złoty sznurek służący do zamykania sakiewki. Wiedziałam też, że znajdują się w niej nie zwykłe kamienie, ale te z najwyższej półki. Najpierw wyciągnęłam czerwony kamień w kształcie wydłużonego stożka. Co było niezwykłe to w środku niego na tej okrągłej podstawie był ośmiokąt, od którego odchodziły ścianki do wierzchołka. To trochę wyglądało tak jakby wpierw utworzono piramidę z ośmiokątną podstawą a potem zalano ją w ostrosłup. Wiedziałam, że jednak ta bryła tworzona była z całości i zastanawiałam się przez chwile w jaki sposób tego dokonano. Była piękna, światło załamywało się w środku tworząc refleksy. Widziałam jak przyjaciółka siedzi na krześle a przed nią  na drewnianym stole jest ten kamień. Wpatruje się w niego i wtedy widzi oczami wyobraźni co dolega danej osobie, gdzie jest źródło problemu. Ta osoba siedział po drugiej stronie tego stołu. Zatem kamień ułatwiał kontakt z podświadomością. Co ciekawe to czerwone światło jakie ten klejnot dawał, nie męczyło wzroku. Było ciepłe, łagodne, kojące. Wiedziałam też, że kamień ma też inne zastosowanie, ale przyjaciółka używała go jedynie do diagnozowania. 
Potem wyciągnęłam owalny kamień z pięknym szlifem. Był w kolorze ciemnego indygo. W tej wizji bardzo się mojej przyjaciółce podobał i pragnęła by stanowił oczko w pierścionku. To miał być raczej reprezentacyjny pierścień wzorowany na dawnych królewskich wzorach. Prestiż, tradycja, dostojeństwo. Ostatni z wyciągniętych kamieni stanowił zwykły kryształ górski. Wyciągając go widziałam go jako biały a zaraz potem gdy podawałam przyjaciółce, stał się różowy. Był dla niej bardzo ważny, widziałam jak go tuli w dłoni, był tylko dla niej, nie na pokaz. Miał dużą wartość sentymentalną, ponieważ ten kawałek wypolerowanego kwarcu można by kupić za znikomą cenę.
Potem przyjaciółka poprosiła bym wyciągnęła trzy kamienie dla swojej córki.
Na początek wyciągnęłam pięknie oszlifowany diament. Lśnił i mienił się tęczowymi refleksami. Sprawił radość obdarowanej.. 
Potem był jasny błękitny kamień, większy od poprzedniego, bardziej owalny, który przyjęła z  dużym zaciekawieniem, widziałam przekrzywioną głowę córki, gdy się mu przypatrywała, paznokciem ostukiwała. Była w niej ciekawość sikorki. Ostatni był zgrabny, różowy i został przyjęty z niejakim zdziwieniem.
Potem przyszła kolej, bym wyciągnęła coś dla siebie. Najpierw był to gładki spory kamień, trochę jak te co znajduje się nad brzegiem morza. Ciemniej, zielonej barwy. Nie podobał mi się. Pomyślałam, że ja to mam szczęście. Zaczęłam płakać, a kamień, pod wpływem moich łez zaczął się rozpuszczać, w końcu nie było po nim śladu. Wtedy wyciągnęłam następny. Miał ten kształt co ten w kolorze ciemnego indygo, ale nie myślałam o tym by ubrać go w złoto czy srebro. Sprawił mi taką radość, że niemal płakałam ze szczęścia podskakując jak mała dziewczynka. Na koniec wyciągnęłam z sakiewki małą kulkę z kryształu górskiego. Wiele lat temu sprawiłam sobie śliczne kolczyki ze srebra. Miały kształt delfinka, który otaczał kryształową kulkę. Któregoś dnia, kiedy brałam prysznic, ta jedna z kuleczek wyleciała i zniknęła w otchłaniach rur kanalizacji. Teraz trzymałam te kulkę w dłoni. Oto odzyskałam coś dawno utraconego.