Kiedy leżałam w szpitalu, to użalałam się nad sobą, na zasadzie: jaka to ja biedna, poszkodowana przez los, itp.
Którejś nocy przywieźli na salę 70-letnią pacjentkę. Zadbana, pełna energii, elegancka, dobrze wychowana pani B. Rozpoznanie usłyszała od lekarza, który zjawił się przy jej łóżko. Potem, gdy zostałyśmy same, chwilę porozmawiałyśmy. Gdy dowiedziała się z jakiego powodu tu jestem, powiedziała z pełnym przekonaniem: Jak ja pani zazdroszczę! Wtedy nagle dotarło do mnie, że w porównaniu z nią, to faktycznie można mi pozazdrościć. I ucieszyłam się, że mój problem to jedynie złamanie trzech kości podudzia. Przede mną perspektywa bycia zdrową.
Pani B. miała patologiczne złamanie kości miednicy, które spowodował narastający guz. Okazał się złośliwym nowotworem z przerzutami. Żadnego leczenia, żadnej operacji, cierpienie, walka z bólem, brak nadziei.