Powiedziała, że możemy mieć sny. Bardzo symboliczne. Nic mi się nie śniło, przynajmniej nic nie pamiętam. Za to wstałam o piątej całkiem wypoczęta, a kładłam się wykończona. Wiem, wiem, że ta piąta dotyczy moich płuc. To smutek. A wyszło to co wyszło. Trauma z pierwszych godzin po urodzeniu. I to, że można było ładnie zaobserwować jak sobie radzę z lękiem. Powiedziała, że widać jaką dużą pracę w życiu wykonałam. Ale ja czuję jakiś niedosyt.
Gdzieś mam sny, kiedy byłam na pierwszych ustawieniach jako obserwator. Zaraz poszukam. Są. Z sierpnia 2010.
Cień Jestem nago, za taką kurtyną przypominającą bardziej zasłonę. Jest mi tak dobrze, do czasu, gdy jakiś mężczyzna chce mnie zobaczyć, jestem zawstydzona trochę, zawijam się w tą zasłonę, a on woła, że i tak widzi mój cień. Faktycznie, na ścianie można zobaczy mój cień. Mimo, że on ma takie nastawienie bardziej do żartów, ja tak się nie czuję, jestem skrępowana.
Mama
Jestem w kuchni, u siebie, to całkiem nie przypomina mojej kuchni w realu. Jest trochę bałaganu, jest skromnie, szykuję się do moich urodzin czy imienin, jest jakaś moja znajoma. Siedzimy przy stole, gdy nagle wchodzi moja mama z jakąś swoją znajomą. Jest zdenerwowana, pada na kolana przede mną i prosi bym jej wybaczyła, bo teraz już wiem jaką krzywdę mi zrobiła i prosi bym się już na nią nie gniewała. Jest mi bardzo niezręcznie, że tak przede mną klęczy, widzę jej krótkie blond włosy przycięte tak nierówno, jak u lalki, którą bawiło się dziecko. Głaszczę ją po włosach i mówię, żeby zaraz wstała. Głupio mi przed tymi znajomymi. Tak sobie myślę, że coś musiało się stać, że moja matka boi się o siebie. Ona siada przy stole i widać, że zaraz jej znowu wraca to co zawsze - ostentacyjnie zgarnia okruszki ze stołu i widać na jej twarzy ten wyraz dezaprobaty, czyli zobacz jaki to masz bałagan. I wtedy tak sobie myślę, że widać za mało jej tej wody do uszu się nalało, że te przeprosiny i błagania nie wypływają z prawdziwego zrozumienia, a jedynie z tego, by chronić siebie, że trwoga ją do mnie przygnała.
Jestem w kuchni, u siebie, to całkiem nie przypomina mojej kuchni w realu. Jest trochę bałaganu, jest skromnie, szykuję się do moich urodzin czy imienin, jest jakaś moja znajoma. Siedzimy przy stole, gdy nagle wchodzi moja mama z jakąś swoją znajomą. Jest zdenerwowana, pada na kolana przede mną i prosi bym jej wybaczyła, bo teraz już wiem jaką krzywdę mi zrobiła i prosi bym się już na nią nie gniewała. Jest mi bardzo niezręcznie, że tak przede mną klęczy, widzę jej krótkie blond włosy przycięte tak nierówno, jak u lalki, którą bawiło się dziecko. Głaszczę ją po włosach i mówię, żeby zaraz wstała. Głupio mi przed tymi znajomymi. Tak sobie myślę, że coś musiało się stać, że moja matka boi się o siebie. Ona siada przy stole i widać, że zaraz jej znowu wraca to co zawsze - ostentacyjnie zgarnia okruszki ze stołu i widać na jej twarzy ten wyraz dezaprobaty, czyli zobacz jaki to masz bałagan. I wtedy tak sobie myślę, że widać za mało jej tej wody do uszu się nalało, że te przeprosiny i błagania nie wypływają z prawdziwego zrozumienia, a jedynie z tego, by chronić siebie, że trwoga ją do mnie przygnała.
Gdy się budzę, skupiam uwagę na włosach, które kojarzą mi się z wyglądem włosów aktorki w niemym filmie grającej Joannę d'Arc przed egzekucją.
Już te sny tu zapisywałam, ale skoro wracają, i znów potrzebuję je tu umieścić, to znaczy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz