W środę nad ranem miałam sen. Słyszałam na klatce schodowej jakieś kobiece głosy. Byłam sama w mieszkaniu i zdałam sobie sprawę, że drzwi wyjściowe nie są zamknięte na zamek. W realu zawsze drzwi zamykam, zamek chodzi z lekkim oporem. W śnie zaś bez trudu zamknęłam drzwi przekręcając zamek dwa razy, nawet zwróciłam na to uwagę. Tyle, że bardzo trudno było mi sie poruszać, w sumie to prawie leżałam na lewym boku przekręcając zamek. I z prawej strony nagle kątem oka zauważyłam niby to cień, ciemny, w sumie to była taka czarna energia w kształcie wydłużonym, niby człowiek, ale wiedziałam, że to nie człowiek. I wiedziałam, że to ta energia zabiera mi moją, dlatego mam takie trudności w poruszaniu się. Z gniewem trzepnęłam w ten czarny kształt ręką, jak gdy chce się to zrobić z natrętną mucha. Obudziłam się. W realu kilka godzin wcześniej uczestniczyłam w spotkaniu, gdzie była w tej grupie bardzo toksyczna kobieta. Wiem, że chodzi po sąsiadach i napuszcza ludzi na mnie. W pewnym momencie poczułam na sobie czyjś wzrok, obróciłam się. Wpatrzone były we mnie jej stalowe zimne, wręcz lodowate oczy, jak zamarznięte pomyje. Wytrzymałam ten wzrok, później zdałam sobie sprawę, że to nie był wzrok człowieka, ani zwierzęcia, ale... nie wiem, taki gadzi?
A dzisiaj Wigilia. Spędzam ją razem z Fifi.